Zenon Kasprzak (ur. 1940, Niechanowo) pochodzi z rzemieślniczej rodziny wielodzietnej, która od okresu II Rzeczpospolitej mieszkała w okolicach Gniezna. Po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku przyjechał wraz z rodziną i starszym rodzeństwem do Koszalina. Ojciec, Ludwik Kasprzak, przywiózł ze sobą wyposażenie warsztatu rymarsko- tapicerskiego, który uruchomił przy ulicy 1 Maja. Swoją edukację Zenon rozpoczął we wrześniu 1947 w ówczesnej Publicznej Szkole Powszechnej Nr 1 przy ul. Zwycięstwa 117. W 1964 roku ukończył pięcioletnie studia polonistyczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej i powrócił do Koszalina. Pracował jako nauczyciel języka polskiego w II Liceum Ogólnokształcącym im. Władysława Broniewskiego. W 1978 ukończył studia podyplomowe w zakresie filologii polskiej w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. W 1996 przeszedł na emeryturę. Jest autorem, współautorem i redaktorem wielu artykułów metodycznych, publikowanych w biuletynach i zeszytach metodycznych dla nauczycieli szkół średnich, działaczem Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz Stowarzyszenia Przyjaciół Koszalina.
mehr...
weniger
[00:00:10] Autoprezentacja boh. urodzonego w Niechanowie koło Gniezna.
[00:00:24] Po wojnie przyjechano do Koszalina, ponieważ Gniezno objęło to miasto patronatem. 9 maja [1945] ruszyła z Gniezna duża grupa osadników, której przewodził pan Dobrzycki, późniejszy pierwszy starosta Koszalina. Osadnicy z Gniezna byli przygotowani do swojej pracy – nawiązanie do pozytywistycznej pracy organicznej. Przyjechali w pełni świadomie, nie byli ludźmi wyrzuconymi z domów jak przesiedleńcy z Kresów. Dzięki osadnikom z Gniezna miasto szybko ożyło gospodarczo, ponieważ przyjechali ludzie różnych zawodów. Powstały sklepy rzeźnicze, piekarnie, zakłady fotograficzne, sklepy – stabilizacja gospodarcza pod koniec 1945 r. Ludzie z Gniezna uruchomili wodociągi, elektrownię, gazownię. Koszalin był bardzo zniszczony, 40% to były ruiny, które nie powstały na skutek walk. Śródmieście podpalono na potrzeby radzieckiego filmu propagandowego.
[00:03:53] Rodzice otworzyli zakład rymarsko-tapicerski przy ul. 1 Maja. Boh. pamięta dawnych sąsiadów z przedwojennej Wysokobramskiej. Ocalała prawa strona ulicy, lewa była wypalona. Według boh. niektóre z domów po prawej stronie mogły pochodzić z XVIII w. Zachowały się przedwojenne zdjęcia domów – styl budownictwa. Rodzina zamieszkała w domu, który był w złym stanie i wymagał remontu. Po latach dowiedział się, że był to dom pożydowski. W Koszalinie zachowały się niemieckie księgi adresowe, stąd informacja, że w domu od końca XIX w. mieszkał tam Żyd Aron prowadzący zakład szklarski. Ojciec zajął parter budynku. W innych domach przy ul. 1 Maja zakładano otwierano sklepy, warsztaty, podobnie przy ul. Zwycięstwa.
[00:08:00] Rodzina przyjechała do Koszalina w 1945 r., brat był w grupie pionierów gnieźnieńskich, która przyjechała 9 maja. Ludzie szukali miejsc na warsztaty, mieszkania. Brat znalazł dla ojca warsztat i mieszkanie po mistrzu tapicerskim, znanym w Koszalinie. Gdy rodzina przyjechała, w mieszkaniu i warsztacie przy Wilhelmstrasse 3 (dziś ul. Połczyńska) nic już nie było, szabrownicy wywieźli rzeczy. Dom stał naprzeciwko liceum im. Duboisa, wtedy mieścił się tam szpital rosyjski. Budynki szkolne w mieście oraz szpital zajmowali sowieci. W mieście było wielu rannych żołnierzy, boh. widywał ich na ulicach. Szkoła odzyskała budynek dopiero w 1948 r.
[00:11:05] Po wojnie w mieście rządzili Rosjanie, był sowiecki komendant miasta. Polacy musieli utworzyć własną administrację. Pan Dobrzycki napisał o osadnikach z Gniezna, którzy przyjechali pociągiem i przeszli przez miasto od dworca, ulicą Zwycięstwa. W oknach były białe chorągiewki, w mieście mieszkało kilkanaście tysięcy Niemców. Po wojnie ulica Zwycięstwa nie była zniszczona, dopiero w 1975 r. wyburzono wiele budynków i poszerzono ulicę przed dożynkami niszcząc ciekawą architekturę. Grupa osadników doszła do Urzędu Wojewódzkiego – w latach 1950-2000 Koszalin był miastem wojewódzkim i rozwijał się. Na Pomorzu Środkowym było to największe, kulturotwórcze miasto. Po 50 latach zdegradowano je do roli powiatu.
[00:14:35] Koszalin ma wielkie osiągnięcia. Boh. po studiach pracował w koszalińskiej oświacie i cieszyło go powstanie teatru przy ul. Modrzejewskiej, dawniej Findera, a w 1945 Gnieźnieńskiej. Ta nazwa upamiętniała gnieźnian, którzy podnosili Koszalin z ruin. Zmiany w nazewnictwie ulic a przemiany w kraju. Do 1950 miasto gospodarczo rozwijało się, były zakłady, warsztaty usługowe, restauracje, hotele – siła prywatnej inicjatywy. W czasach stalinowskich zwalczano własność prywatną. W 1950 zamknięto ok. trzydziestu zakładów mięsnych. Ojciec też musiał zamknąć zakład rymarsko-tapicerski. Działalność wymagała surowców: skóry, ceraty, tkanin. Prywaciarze nie mogli tego dostać. Rzeźnikom zakazano kupna trzody chlewnej w pewnej odległości od miasta. Prywaciarze przechodzili do zakładów państwowych albo do spółdzielczości.
[00:18:12] Przyjazd grupy z Gniezna i przemarsz przez miasto zrobił wrażenie na Niemcach i Rosjanach. Polacy doszli do Urzędu Wojewódzkiego. Od 1918 r. w Koszalinie Niemcy mieli rejencję, miasto było na prawach województwa. Przed wojną oddano budynek, w którym potem był Urząd Wojewódzki. 9 maja 1945 gnieźnianie na wniosek pana Dobrzyckiego pokazywali się w oknach z biało-czerwonymi flagami. Gdy doszło do spotkania z komendantem miasta Rosjanie wiedzieli, że Polacy zaczynają przejmować władzę administracyjną. W zarządzie miejskim na 57 pracowników ponad 50 stanowili ludzie z Gniezna – rola pionierów.
[00:20:40] Inni ludzie przyjechali z terenów wschodnich zmuszeni do tego. Po 1945 r. półtora miliona Polaków musiało porzucić swoje domy i wyjechać na Ziemie Odzyskane. Ci ludzie potem siedzieli na walizkach, nie czuli, że są u siebie. Marzyli o Lwowie, Wilnie, Tarnopolu. Ich życie było wegetacją, nie dbali o to, co dostali. Ten styk kultur zachodniej i wschodniej spowodował, że przesiedleńcy ze wschodu byli bezradni. Na Dolnym Śląsku prowadzono badania i opublikowano książkę „Niechciane miasta”. Rolnicy z okolic Czortkowa osiedlili się w Lubomierzu i doprowadzili to miasteczko do ruiny – refleksje na temat przesiedleń i Kresów.
[00:24:57] Z Ziem Odzyskanych wysiedlono 4,5 mln Niemców. Przyjechało tu ponad 2 mln ludzi z centralnej Polski. Po 1956 r. Polacy mogli wyjeżdżać z ZSRR, boh. miał w szkole kolegów, którzy wtedy przyjechali do Polski. Wychowawczyni w liceum Duboisa, Teresa Korolewicz, także wtedy przyjechała, choć już po wojnie wyjechała do Polski jej siostra. Na początku w Koszalinie byli głównie ludzie z Gniezna i okolic. Później przyjeżdżali ludzie z Wileńszczyzny, ze Lwowa, boh. z niektórymi pracował w oświacie.
[00:27:00] Cytat z Norwida – refleksje na temat przeszłości i teraźniejszości. Boh. przyjechał do Koszalina jako dziecko, wydawało mu się wtedy, że rodzice są starzy. Zmarli członkowie rodziny leżą na koszalińskim cmentarzu. Po wojnie przyjechało wielu Wielkopolan, uczestników powstania wielkopolskiego w 1918 r. Przez wiele lat nie doceniano ich, ale była ulica Powstańców Wielkopolskich, potem nazwę zmieniono na Polną. Powstańców potem uhonorowano. Towarzystwo Przyjaciół Koszalina obchodzi obecnie 30-lecie działalności. W przygotowaniu jest sesja naukowa, boh. wydał książkę „Uchylanie pamięci”. Stowarzyszenie dużo zrobiło dla miasta. W skład organizacji od 2004 r. wchodzi Klub Pionierów i Krajowe Bractwo Literackie. Klub Pionierów powstał w 1970 r. i działał do lat 80., w 2004 reaktywowano go. Pierwszym przewodniczącym był Karol Mytnik, prawnik i nauczyciel. Po reaktywacji szefem został jego syn Lesław Mytnik. Stowarzyszeniem przez wiele lat kierował Maciej Spruta, boh. był jego zastępcą. Odnaleziono ponad 50 grobów powstańców wielkopolskich, którzy zmarli w Koszalinie. Maciej Spruta organizował spotkania z rodzinami powstańców. Groby oznaczono emblematami powstania. Wzniesiono na cmentarzu Pomnik Powstańców Wielkopolskich, wykonał go rzeźbiarz Zygmunt Wujek. Stowarzyszenie uczciło gen. Andersa i bohaterów spod Monte Cassino, w latach 70. niedaleko Urzędu Wojewódzkiego odsłonięto pomnik generała. Co roku w rocznicę zdobycia Monte Cassino odbywają się tam uroczystości. Boh. napisał dwie książki: „Koszalin, moja mała ojczyzna” i „Uchylanie pamięci”.
[00:35:50] Boh. urodził się w 1940 r. w Niechanowie koło Gniezna, wsi znanej od XIII w. – związki wsi z kurią gnieźnieńską – rozwój gminy. Przed wojną mieszkała tam rodzina Żółtowskich, związana z Radziwiłłami. Już po wojnie matka zawoziła boh. na wakacje do rodziny. Boh. czuje się koszalinianinem – refleksje na ten temat, zapamiętane obrazy z dzieciństwa: szkoła, koledzy. Pamięta też Niemców, który szli na dworzec w czasie wysiedlania, eskortowano ich na dworzec i wsadzano do pociągu. Boh. pamięta szkoły, w których były rosyjskie szpitale wojskowe. Jeden z kolegów został potrącony przez samochód z Rosjanami i potem leczono go w szpitalu. Chwalił sobie opiekę radzieckich lekarzy. Boh. widział, jak burzono jedną stronę ulic 1 Maja i budowano galeriowce. W Koszalinie zbudowano filharmonię, amfiteatr. W opinii boh. serce miasta bije kulturą – liczba teatrów w mieście powiatowym. Koszalin posiada politechnikę i inne uczelnie, które go nobilitują. Rozważania na temat pokoleń urodzonych i dorosłych w Koszalinie, poczucie tożsamości z miastem.
[00:42:48] Rodzice pochodzili z Wielkopolski i znali język niemiecki. Ojciec skończył szkołę zawodową w Gnieźnie i uczył się u niemieckich rzemieślników. Był mistrzem w swoim fachu, matka była gospodynią domową. Ojciec miał warsztat w Niechanowie i pracował dla hrabiów Żółtowskich. Po wojnie matka chciała wyjechać ze wsi i wybrano Koszalin. Mogli też jechać do Poznania i boh. jest zadowolony, że tak się nie stało – sytuacja po wojnie, skutki wymiany pieniędzy. Rzemieślnicy jako pionierzy w Koszalinie. Gdy potem ich zabrakło, to spółdzielczość i zakłady państwowe nie dostarczały tego, co dostarczał wcześniej sektor prywatny.
[00:45:03] Przed wojną Koszalin był niewielkim miastem, liczył ok. 30 tys. mieszkańców, ale był dobrze zagospodarowany. Były tu kawiarnie, kino, restauracje, hotele, zaczątki muzeum i biblioteki. Były zakłady znane w Europie, fabryka papieru zatrudniała przed wojną 1500 osób. Były fabryki rolnicze, budowlane. Po wojnie sowieci zdemontowali papiernię i wywieźli maszyny. Koszalin [przed wojną] był stelefonizowany, Urząd Wojewódzki i poczta były centrami telefonicznymi, Rosjanie to zniszczyli. Demontowali tory kolejowe na trasie do Białogardu. Zabierali wszystko co mogli i wywozili na wschód. Miasto zostało pozbawione fabryk. Był tu zakład produkujący przetwory rybne i zatrudniający ponad 350 osób. Wyroby eksportowano. Ta fabryka też została rozkradziona. Potem próbowano to odtworzyć w ramach Centrali Rybnej. Gdy przyjechano z Gniezna, niektórych zakładów już nie było, inne były w trakcie demontażu i wywożenia. [+]
[00:50:00] Przedstawienie rodziców: Marcjanny i Ludwika Kasprzaków. Boh. miał czwórkę rodzeństwa, w tym jedną siostrę, był najmłodszy. Rodzeństwo poszło w ślady ojca, który prowadził zakład rodzinny i przyuczał dzieci do zawodu. Najstarszy brat w czasie okupacji w Gnieźnie uczył się na mechanika samochodowego. Po wojnie, gdy wrócił z wojska, zaczął pracować w zakładzie razem z ojcem. Gd potem prywatne zakłady musiano zamykać, to ojciec, brat i inni rzemieślnicy organizowali spółdzielczość. Powstała spółdzielnia „Dobry but”, spółdzielnia rymarsko-tapicerka, ojciec oddał tam wszystko i nic za to nie dostał, był zwykłym pracownikiem.
[00:52:22] Brat urodzony w 1932 r. uprawiał w Koszalinie boks. W mieście organizowano dożynki, rozgrywano mecze na stadionie, były zawody motorowe. Boh. chodził na mecze bokserskie do późniejszego teatru Bałtyckiego. Najstarszy brat Leon ożenił się z pionierką koszalińską, jego żona zmarła w wieku 98 lat. Szwagierka pochodziła z Witkowa koło Gniezna. Refleksje nad początkami powojennego życia w mieście. Brat mieszkał przez całe życie przy ul. Niepodległości, doprowadził tam gaz, zrobił łazienkę. Brat miał cechy poznaniaka, zamiatał klatkę schodową i podwórko, zimą posypywał chodnik popiołem. Inni lokatorzy budynku pukali się w czoło i czekali na przyjście Niemców. Niemcy nie przyszli do dziś – Koszalin jako Heimat. Refleksje na temat życia we wspólnej Europie.
[00:56:14] Zdarzenia z czasów okupacji boh. pamięta jak sny, może to słyszał. Między Niechanowem a Gnieznem jeździła ciuchcia. Brat został wyrzucony przez Niemców z jadącej kolejki. Boh. pamięta, że zasłaniano okna i gaszono światła, ponieważ Niemcy podchodzili do domów. Przed wojną na terenie Wielkopolski mieszkało wielu Niemców, w czasie okupacji „strasznie” było między nimi żyć – donosy. Ojciec ciotki został zgilotynowany, ponieważ Niemcy pamiętali jego działalność patriotyczną przed wojną. W Gnieźnie odbył się jego proces. Nie było łapanek, w pobliżu nie było obozów.
[00:59:00] 26 czerwca 1945 [?] wszyscy księża z dekanatu gnieźnieńskiego zostali wywiezieni do Dachau. Z opowiadań matki boh. znał niektórych proboszczów. W latach 80. był w kościele w Niechanowie, po mszy mówiono, że odprawił ją ksiądz z Kędzierzyna, a boh. pamiętał, że był to jeden z wywiezionych do obozu. Ksiądz przeżył wojnę. Parafianie dbali o swoich księży, wysyłali im paczki. Ksiądz Mrugas z Gniezna nie wrócił, został zamordowany w Dachau. Refleksja na temat ciekawości i zainteresowań. Boh. rozmawiał z księdzem z Kędzierzyna, który powiedział, że będąc człowiekiem niskim i chudym mało jadł i głód w obozie go nie niszczył. Inni cierpieli z powodu głodu.
[01:03:05] Ojciec urodził się koło Gniezna, a matka pochodziła z tzw. Kongresówki, z terenów byłego zaboru rosyjskiego. Po wojnie boh. jeździł do Gniezna i Niechanowa, przejeżdżał przy tym przez granicę dawnego zaboru pruskiego i rosyjskiego. Przy granicy stał budynek punktu granicznego z czasów carskich. Po stronie niemieckiej był budynek murowany – widoczne różnice. W Kongresówce boh. bywał w miejscach, w których toczono walki ze Szwedami. Gdy matka była mała, to parababcia opowiadała jej o wojnie z Moskalami. Mówiła, że jeden z Polaków wpadł do chaty i ukryto go na strychu, za nim wpadli Kozacy i kazali mu zejść, a schodzącego po drabinie rozpruli. Dziecko to zapamiętało. Kwestia pamięci o historii – walki z Moskalami, Prusakami – współczesna sytuacja w Europie środkowej.
[01:06:40] Boh. nie zapamiętał zakończenia wojny. Ludzie się w tamtym czasie cieszyli, zawierali małżeństwa. Mieszkano przy Wilhelmstrasse 3 i bawił się z niemieckimi dziećmi, Lulą, Jansem i Erykiem. Nie miał kłopotów językowych, rozmawiał po niemiecku, odwiedzał domy kolegów. Chodzono do ich babci, która mieszkała w domu z ogrodem w miejscu, gdzie dziś jest rondo Solidarności. Dom był w dobrym stanie, ale rozebrano go w latach 70. Matka znajomych dzieciaków była ciągle nieobecna, ponieważ pracowała jako salowa w sowieckim szpitalu w późniejszym liceum Duboisa. Potem urodziła dziecko ze związku z Rosjaninem – informacja od kolegi. W tamtym czasie takie rzeczy były powszechne. Język niemiecki zniknął z użycia wraz z wysiedlonymi Niemcami.
[01:11:24] Polacy przyjeżdżali do Koszalina z różnych stron. Boh. jako dorosły dziwił się, że nikt nie mówił o sowieckich obozach, o Katyniu. Uznał, że ludzie z dawnych Kresów byli zastraszeni, przyjechali do miejsca, gdzie znów była sowiecka władza. Milczenie trwało długo. Poznaniacy nie mieli pewnej wiedzy, boh. o wielu sprawach dowiedział się z literatury.
[01:12:21] Po wyjeździe swoich niemieckich kolegów boh. już nie miał z nimi kontaktu. Wielu koszalińskich Niemców wyjechało do Minden. Znajomi boh. pochodzący ze wsi koszalińskich mieli okazję wyjechać z Niemcami. Rosjanie długo utrzymywali majątki, w których pracowali Niemcy, nie pozwolono im wyjechać. Jeden z kolegów zaprzyjaźnił się z Niemcami, którzy namawiali go na wyjazd.
[01:14:25] Boh. jako dziecko nie słyszał o zbrodniach dokonywanych przez sowietów w Koszalinie. Do zrywu „Solidarności” nie można było mówić o zachowaniu Rosjan. O grabieży miasta po wyzwoleniu boh. wiedział z literatury, pisała o tym pani Szewczyk z Muzeum Koszalińskiego. Zbrodnie ujawniano, gdy już [Polska] nie była podległa sowietom. Pisano o odkopaniu ciał Niemców na boisku liceum Duboisa. Boh. będąc dziecko nie miał żadnych obaw, bywał w domach niemieckich. Przy Wilhelmstrasse 5 mieszkał stary Niemiec, gdy zmarł, być może z głodu, zwłoki leżały w mieszkaniu i boh. je widział, nikt się nie zajął ciałem.
[01:17:00] Boh. był dzieckiem i nie wiedział, jak Niemcy oceniali politykę Hitlera, nie był świadkiem rozmów na ten temat. W Koszalinie zamieszkali byli więźniowie obozów koncentracyjnych, czasem bywali u rodziców. Boh. nie wypytywał o ich przeżycia, ale przypuszcza, że rodzice o tym z nimi rozmawiali. Sąsiedzi, przesiedleńcy ze wschodu nic nie mówili o wcześniejszych losach.
[01:18:46] Boh. nie zauważył złego traktowania Niemców przez Polaków, ale potem słyszał o nieporozumieniach, gdy migranci zamieszkali w domach, gospodarstwach, gdzie jeszcze byli Niemcy. Niektórzy zachowywali się z pokorą, ale boh. słyszał o awanturach. Rodzina mieszkała w Koszalinie w środowisku Polaków. Niemcy mieszkali przy obecnej ul. Modrzejewskiej, do dziś zachowały się tam przedwojenne budynki. W jednym z domów Niemka staruszka prowadziła magiel i Polacy z niego korzystali. Boh. znał polską rodzinę, która przed wojną mieszkała w Berlinie. Po zniszczeniu miasta przyjechali do Polski i myśleli, że tu im będzie lepiej.
[01:22:12] W czasie wysiedlania Niemców boh. widział na ulicach ludzi ciągnących wózki z dobytkiem. Nie było tego, co w Bydgoszczy, gdzie opluwano i bito wyjeżdżających Polaków. Deportacja Niemców odbywała się spokojnie. Byli to głównie starsi i kobiety z dziećmi. Osadnicy nie traktowali źle Niemców, ale byli szabrownicy, którzy wywozili rzeczy do Warszawy i innych miast. Być może oni prześladowali Niemców.
[01:24:45] Boh. nie słyszał o związkach między Polakami a Niemcami zaraz po wojnie. W każdej polskiej rodzinie były ofiary wojny, na porozumienia trzeba było długo czekać – spotkanie władz obu krajów w Krzyżnej [Krzyżowej].
[01:26:03] Po wysiedleniu jacyś Niemcy zostali w mieście. Boh. znał kilka osób, które założyły tu rodziny. Osadnik z Gniezna ożenił się z koszalinianką. Dziś w mieście mieszkają ich dzieci, które nie chcą o tym mówić – próba namówienia syna na spisanie wspomnień matki, Niemki. Znajomi rodziców z Niekłonic, Duszkiewicze, przyjęli za córkę Kasię, dziewczynkę niemiecką, która w 1945 chodziła po wsi, miejscowi Niemcy nie interesowali się nią. Kobieta wyszła potem za mąż za Polaka i urodziła czwórkę dzieci. W czasie wojny wiele dzieci niemieckich znalazło się na Pomorzu. Boh. zna panią, która przyjechała do Darłowa z przemysłowej, bombardowanej części Niemiec. Po wojnie została w Darłowie. Po latach przybrana córka Duszkiewiczów odnalazła rodzinę, ale nie wyjechała. Jej dzieci odwiedzały rodzinę matki w Niemczech. Państwo Duszkiewicze nie wykorzystywali dziewczynki do pracy, uczyła się, potem pracowała w Koszalinie. Pani z Darłowa zdobyła wyższe wykształcenie i pracowała w szkole jako germanistka.
[01:32:28] O przesiedleniach w ramach akcji Wisła boh. wie z literatury. Jako nauczyciel w liceum miał uczniów, dzieci przesiedleńców. Na te tematy nie rozmawiano. Boh. pracował przez 24 lata w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym, był tam szefem polonistów. W ośrodku pracowali specjaliści z różnych przedmiotów. Jeden z nich, Ukrainiec, zajmował się językiem ukraińskim, ale także wizytował lekcje rosyjskiego. Znajomy zrobił doktorat i napisał podręcznik do nauki ukraińskiego. Boh. uczył jego synów.
[01:35:02] W mieście po wojnie przez jakiś czas stacjonowała polska dywizja strzelców [1 Warszawska Dywizja Kawalerii]. Boh. nie rzucali się w oczy polscy żołnierze. Rosjan też nie widywał za często w mundurach, raczej w szpitalnych piżamach, koszulach, gdy chodzili koło szpitali. Gdy było ciepło, Rosjanie kąpali się w rzece. Boh. tylko się domyśla, co żołnierze robili nocami.
[01:36:33] Boh. miał jedną wychowawczynię od I do VII klasy. Poznał ją w sklepie rodziców w sierpniu 1947. Nauczycielka przyszła z mężem, by kupić torebkę. W sklepie obsługiwała matka, a boh. miał już elementarz i siedząc pod ladą płakał nad nim. Klientka się nim zainteresowała. Matka powiedziała, że syn idzie do pierwszej klasy i jest przerażony, bo nie umie czytać. Boh. poszedł na rozpoczęcie roku szkolnego do szkoły nr 1 i spotkał znajomą. Wychowawczyni, wspaniała kobieta, pochodziła z Równego. [+]
[01:38:27] Mąż wychowawczyni był w pierwszej, rządowej grupie, która przyjechała, by organizować kuratorium i oświatę na terenie Pomorza Zachodniego. Jechano do Szczecina, ale znajomi zatrzymali się w Pile, potem w Stargardzie i tam dowiedzieli się, że Szczecin jeszcze nie należy do Polski i skierowano ich do Koszalina. Mąż nauczycielki, Mikołaj Praczuk, był drugim inspektorem szkolnym w Koszalinie, pierwszym był Klaudiusz Górski z Gniezna. Nauczyciele organizujący w mieście szkolnictwo podstawowe i średnie byli z Gniezna. Potem przyjeżdżali nauczyciele z innych terenów. Boh. bardzo dobrze wspomina lata w szkole podstawowej. Nauczycielka Janina Praczuk matkowała uczniom. Sama miała kilkoro dzieci, jeden z synów został potem generałem.
[01:40:54] Boh. miał problem z pisaniem cyfr, nie wychodziła mu dwójka – stosowana technika. Wychowawczyni nauczyła go pisać, czytać oraz języka rosyjskiego. Szkoła nr 1 mieściła się w ładnym budynku, po wyzwoleniu był tam szpital sowiecki, ale potem budynek oddano władzom miasta. Przed wojną mieściło się tam gimnazjum, w budynku była aula. Nauczyciele po wojnie robili wszystko, by w szkole dobrze się czuły dzieci okaleczone przez wojnę. Zorganizowano stołówkę, ważne miejsce, bo niektórzy byli głodni, boh. też korzystał z niej. Woźny pracował do lat 80. w szkole i był historią placówki, w jego mieszkaniu obecnie jest gabinet dyrektora. Szkoła zatrudniała dentystkę i uczniowie do niej chodzili. Lekarka pochodziła z Wilna, boh. sprzęt dentystyczny wydawał się narzędziami tortur – bormaszyna na pedał. Budynek opalano piecami i zajmował się tym woźny z rodziną. Toalety był w podziemiu – by skorzystać, trzeba było wyjść z budynku i wejść z innej strony. Toalety to były tzw. stopki leninowskie [toaleta kucana], dziewczynki bały się z tego korzystać. [+]. Potem w szkole zorganizowano archiwum, następnie przywrócono szkołę. Obecnie są odpowiednie toalety i nie ma pieców. W sali gimnastycznej były bale dla rodziców. Organizowano przedstawienia teatralne.
[01:46:47] Gdy zmarł Stalin boh. cieszył się i skakał do góry na łóżku. Wpajano kult jednostki, kazano kochać i podziwiać Stalina. Boh. uwierzył to, że Stalin będzie wiecznie żywy. W marcu 1953 był zdziwiony jego śmiercią. Miał już świadomość tego, w jakim systemie żyje, w jakiej sytuacji są rodzice, jak się czują w kraju zarządzanym przez Kreml. Boh. pamięta akademię, której uczestnicy byli wzruszeni, to było konieczne. 1 Maja obecność na pochodzie była obowiązkowa, nawet choroba nie była usprawiedliwieniem.
[01:48:11] Ojca, który całe życie ciężko pracował i nie bardzo interesował się polityką, posadzono do więzienia. Oskarżono go i wywieziono do więzienia na warszawskim Służewcu. Ojciec, rymarz, potrzebował skór, nici, elementów ozdobnych. Przychodzili do niego rolnicy, którzy nie mieli puszorków, uprzęży dla koni. Przynosili mu zniszczone elementy z prośbą o naprawę. Ojciec uczył się zawodu u fachowców niemieckich i nauczył się garbarstwa, potrafił garbować i wyprawiać skóry. Potrzebował ich do naprawy uprzęży. Ojciec prosił o skóry, które sam garbował. Miał warsztat w piwnicy przy Wilhelmstrasse 3, obecnie Połczyńskiej, były tam kadzie do garbowania. Ktoś doniósł, ojciec miał proces i skazano go jako „burżuja i prywaciarza” na pół roku więzienia za produkcję skór. Boh. bardzo przeżył aresztowanie i uwięzienie ojca. „Wrócił do tego domu, ale to już nie był ojciec”. Nie mówił o pobycie w więzieniu, ale to go napiętnowało. [+]
[01:53:40] Ojciec przyjął na naukę zawodu chłopca, syna znajomej wdowy mieszkającej na wsi. Chłopak mieszkał w domu boh. i matka go żywiła. Potem okazało się, że wyuczył się zawodu, a gdy niszczono własność prywatną został prezesem spółdzielni. Nosił czerwony krawat, ale tak gospodarzył, że też trafił do więzienia. Na procesie bronił się mówiąc, że młode lata spędził „u tego Kasprzaka”, burżuja, który go poniewierał i morzył głodem. Matkę to bardzo bolało. [+]
mehr...
weniger
Bibliothek des Pilecki-Instituts in Warschau
ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa
Mo. - Fr. 9:00 - 15:00 Uhr
(+48) 22 182 24 75
Bibliothek des Pilecki-Instituts in Berlin
Pariser Platz 4a, 00-123 Berlin
Pon. - Pt. 10:30 - 17:30
(+49) 30 275 78 955
Diese Seite verwendet Cookies. Mehr Informationen
Das Archiv des Pilecki-Instituts sammelt digitalisierte Dokumente über die Schicksale polnischer Bürger*innen, die im 20. Jahrhundert unter zwei totalitären Regimes – dem deutschen und sowjetischen – gelitten haben. Es ist uns gelungen, Digitalisate von Originaldokumenten aus den Archivbeständen vieler polnischer und ausländischer Einrichtungen (u. a. des Bundesarchivs, der United Nations Archives, der britischen National Archives, der polnischen Staatsarchive) zu akquirieren. Wir bauen auf diese Art und Weise ein Wissenszentrum und gleichzeitig ein Zentrum zur komplexen Erforschung des Zweiten Weltkrieges und der doppelten Besatzung in Polen auf. Wir richten uns an Wissenschaftler*innen, Journalist*innen, Kulturschaffende, Familien der Opfer und Zeugen von Gräueltaten sowie an alle an Geschichte interessierte Personen.
Das Internetportal archiwum.instytutpileckiego.pl präsentiert unseren Bestandskatalog in vollem Umfang. Sie können darin eine Volltextsuche durchführen. Sie finden ebenfalls vollständige Beschreibungen der Objekte. Die Inhalte der einzelnen Dokumente können Sie jedoch nur in den Lesesälen der Bibliothek des Pilecki-Instituts in Warschau und Berlin einsehen. Sollten Sie Fragen zu unseren Archivbeständen und dem Internetkatalog haben, helfen Ihnen gerne unsere Mitarbeiter*innen weiter. Wenden Sie sich auch an sie, wenn Sie Archivgut mit beschränktem Zugang einsehen möchten.
Teilweise ist die Nutzung unserer Bestände, z. B. der Dokumente aus dem Bundesarchiv oder aus der Stiftung Zentrum KARTA, nur beschränkt möglich – dies hängt mit den Verträgen zwischen unserem Institut und der jeweiligen Institution zusammen. Bevor Sie vor Ort Zugang zum Inhalt der gewünschten Dokumente erhalten, erfüllen Sie bitte die erforderlichen Formalitäten in der Bibliothek und unterzeichnen die entsprechenden Erklärungsformulare. Informationen zur Nutzungsbeschränkung sind in der Benutzungsordnung der Bibliothek zu finden. Vor dem Besuch empfehlen wir Ihnen, dass Sie sich mit dem Umfang und Aufbau unserer Archiv-, Bibliotheks- und audiovisuellen Bestände sowie mit der Besucherordnung und den Nutzungsbedingungen der Sammlung vertraut machen.
Alle Personen, die unsere Bestände nutzen möchten, laden wir in den Hauptsitz des Pilecki-Instituts, ul. Stawki 2 in Warschau ein. Die Bibliothek ist von Montag bis Freitag von 9.00 bis 15.00 Uhr geöffnet. Bitte melden sie sich vor Ihrem Besuch per E-Mail: czytelnia@instytutpileckiego.pl oder telefonisch unter der Nummer (+48) 22 182 24 75 an.
In der Berliner Zweigstelle des Pilecki-Instituts befindet sich die Bibliothek am Pariser Platz 4a. Sie ist von Dienstag bis Freitag von 10.30 bis 17.30 Uhr geöffnet. Ihr Besuch ist nach vorheriger Anmeldung möglich, per E-Mail an bibliothek@pileckiinstitut.de oder telefonisch unter der Nummer (+49) 30 275 78 955.
Bitte lesen Sie unsere Datenschutzerklärung. Mit der Nutzung der Website erklären Sie sich mit ihren Bedingungen einverstanden..