Stanisław Błasiak (ur. 1943, Czaniec) w latach 1957-62 uczył się w Technikum Mechaniczno-Elektrycznym w Bielsku-Białej, gdzie zdał maturę, uzyskując specjalność technika obróbki metali skrawaniem. Od grudnia 1962 do lipca 1963 pracował w Zakładach Chemicznych „Oświęcim” jako wzorcarz aparatury pomiarowej. W październiku 1963 podjął studia na Wydziale Łączności (późniejszy Wydział Elektroniki) Politechniki Wrocławskiej, uzyskując tytuł mgr. inż. radiotechnika. Po ukończeniu studiów, w marcu 1969 został zatrudniony w Zakładzie Układów Elektronicznych Instytutu Telekomunikacji i Akustyki Politechniki Wrocławskiej jako pracownik naukowo-dydaktyczny, pracując w tym charakterze do 9 maja 1978 roku. Od 1960 roku uprawiał sport szybowcowy i samolotowy. Startował w wielu zawodach szybowcowych i samolotowych, zdobywając wiele czołowych lokat. W 1968 zdobył trzeci diament do Złotej Odznaki Szybowcowej. Od 1978 pracował jako pilot komunikacyjny LOT, od stycznia 1982 jako kapitan, od 1992 na samolocie Boeing 767, na którym latał jako kapitan do przejścia na emeryturę w roku 2008, przeważnie na trasach transatlantyckich. W roku 2003 zamieszkał w Jeżowie Sudeckim. W swoim domu urządził Piwniczkę Lotniczą, wyjątkowe muzeum pamięci wielu znakomitych lotników i konstruktorów, także tych pozostałych na emigracji po 1945 r. W 1987 roku współzakładał wrocławski Klub Lotników „Loteczka”, od marca 2005 do października 2008 pełnił funkcję prezesa zarządu, obecnie jest jego Prezesem Honorowym. Opublikował setki artykułów na tematy lotnicze, głównie historyczne. Jest współautorem kilku książek o tematyce lotniczej. Brał udział w wielu konferencjach i sympozjach lotniczych. Od 2013 roku jest społecznym kustoszem Izby Tradycji Lotniczej urządzonej przez FOMT w budynku dawnej Wyczynowej Szkoły Szybowcowej, pełniącym obecnie rolę Euroregionalnego Centrum Spotkań Gmin Partnerskich Jeżowa Sudeckiego. Od 2011 bierze udział w seminariach Dolnośląskiej Akademii Lotniczej, prowadzonej przez Fundacje Otwartego Muzeum Techniki, w wydawnictwie FOMT opublikował (wraz z Tadeuszem Kaczmarkiem) monografię lotnictwa Kotliny Jeleniogórskiej (1923-2015). [na podstawie: Fundacja Otwartego Muzeum Techniki, https://fomt.pl/index.php/23-fanklub-fundacja/182-blasiak-stanislaw, dostęp 3.12.2024, wywiad własny]
more...
less
[00:00:10] Autoprezentacja boh. urodzonego w 1943 r. w Czańcu, wsi nad Sołą w Beskidzie Małym – położenie geograficzne. Niedaleko jest góra Żar, a na niej szybowisko.
[00:01:10] Z czasu wojny boh. niczego nie pamięta. Wieś została wyzwolona w lutym 1944, miał wtedy półtora roku. Boh. ma dwa lata młodszą siostrę Wandę i brata urodzonego 1 listopada 1949. Wszyscy urodzili się w rodzinnym domu. Był tam jeden pokój i kuchnia, a z drugiej strony obora, w której trzymano krowy, kozę i świnię. Ojciec pracował w fabryce papieru w Czańcu jako urzędnik, szef bhp i magazynier. Budynki nieczynnej fabryki stoją do dziś. Zakład, wybudowany na początku XX w., z braku elektryczności zasilano turbinami wodnymi.
[00:04:08] W domu mieszkała także babcia ze strony ojca. Babcia urodziła ośmioro dzieci, najmłodsza dwójka zmarła po urodzeniu. Boh. pamięta, jak matka pokazała mu i siostrze brata, który się urodził. Obecnie starego domu już nie ma, w 1950 r. ojciec zaczął budować nowy dom. Boh. jako dziecko lat pasł krowy na miedzach, nie lubił tego, a pasło się dwa razy dziennie po cztery godziny. Boh. jako siedmiolatek poszedł do szkoły, z kolegami z dawnej klasy utrzymuje kontakt do dziś. Szkoła zbudowana w 1909 r. nosiła imię Henryka Sienkiewicza. Boh. skończył podstawówkę w 1958 r., miał dobrych nauczycieli i pamięta ich do dziś. Czaniec to duża wieś, ma 6 tys. mieszkańców.
[00:07:20] Boh. grał z kolegami w piłkę, ale też grywano w szachy. Był niezłym szachistą i przychodził do niego wójt, z którym rozgrywał partie błyskawiczne. Wójt wychodził dopiero, gdy wygrał, więc boh. po jakimś czasie pozwalał się pokonać. Boh. jako młody człowiek nie wyjeżdżał z Czańca. Wuj i chrzestny był rolnikiem i mleczarzem, zawoził mleko ze wsi do mleczarni w Kętach i boh. czasem z nim jeździł. Wóz miał metalowe obręcze, a droga była brukowana.
[00:09:54] Boh. jako uczeń VI klasy został zakwalifikowany na powiatowe mistrzostwa szachowe w Żywcu i wygrał je. W Czańcu działała organizacja „Wici”. Nie było domu kultury, ale u babci w Górnym Czańcu była duża sala, w której mieszkańcy zbierali się na potańcówki. Sąsiad stolarz udostępniał wieczorami stolarnię wiciowcom. Ojciec był muzykantem i reżyserem, prowadził teatr i boh. miał wystąpić w sztuce, którą wystawiano w Porąbce. Po zawodach w Żywcu martwiono się, czy zdąży dojechać na przedstawienie.
[00:12:16] Po wygranej w mistrzostwach powiatowych zaproszono go do Krakowa na mistrzostwa wojewódzkie. Były to eliminacje do szkolnych mistrzostw Polski. Brali w nich udział głównie uczniowie szkół średnich, ale w drużynie był potrzebny młodzik, czyli boh., i dziewczyna. W czerwcu 1956 pojechał do Warszawy na drużynowe mistrzostw młodzieży szkolnej. W poprzednich mistrzostwach drużyna krakowska zajęła trzecie miejsce i nie podlegała kwalifikacjom. Boh. w czasie rozgrywek w stolicy zajął V miejsce. Na dwóch pierwszych miejscach byli starsi chłopcy, jeden z Kielc, drugi z Wrocławia. Punktowano procentowo zwycięskie i remisowe partie, a zawody były drużynowe. Boh. wygrywał z reprezentantem Gdańska, ale zgodził się na remis, bo drużyna krakowska i tak prowadziła. Wygrał też z reprezentantem Warszawy i był z tego dumny. Rok później nie znalazł się nauczyciel, który pojechałby z nim na rozgrywki powiatowe, a był już wtedy lepszym szachistą.
[00:15:50] Miał propozycję wstąpienia do drużyny „Hejnał” Kęty, ale gdy skończył 14 lat, podjął naukę w Technikum Mechaniczno-Elektrycznym w Bielsku-Białej. Była to znana szkoła, podobno na 160 miejsc było 2 tys. kandydatów. Były cztery pierwsze klasy, 80 osób chciało iść na budowę maszyn, więc zrobiono dwie klasy o tym profilu. Boh. chciał iść do klasy o profilu elektrycznym, była też specjalność „technologia obróbki metali skrawaniem”, która w tamtym czasie nie miała takiego wzięcia. Boh. rozpoczął naukę w roku 1957, szkoła powstała po wojnie. Okoliczne miasta były uprzemysłowione i łatwo było o pracę, fachowcy od obróbki skrawaniem byli potrzebni. Boh. miał potem praktyki w różnych zakładach. Do technikum szedł z kolegą, z którym przez siedem lat siedział w ławce. Kolega już w technikum był najlepszy w klasie z matematyki. Ponieważ do klasy obróbki skrawaniem zgłosiło się trzech uczniów, więc dyrektor wybrał resztę i rozdzielił go z kolegą Antosiem. Boh. poszedł za kolegą i tak trafił do klasy obróbki skrawaniem. Szybko doszedł do wniosku, że ten profil mu się podoba i skończył technikum jako technolog obróbki metali skrawaniem.
[00:20:42] Razem z kolegą zdawali na studia do Krakowa: kolega na Uniwersytet Jagielloński, a boh. na wydział mechaniczny Politechniki. Na dzień przed egzaminami kolega namówił go, by nie jechać w niedzielę i nie nocować w akademiku, a pojechać rano w poniedziałek. W drodze do Krakowa autobus się zepsuł, na uczelni boh. był koło południa, a egzamin pisemny z matematyki trwał jeszcze pół godziny. Zdążył zrobić jedno zadanie, potem lepiej mu poszło, ale finalnie zabrakło mu punktów i nie dostał się na studia. Nie pojechał już do Krakowa i stracił szansę dostania się na AGH.
[00:23:22] Jako uczeń czwartej klasy technikum boh. latał na szybowcach w górskiej szkole szybowcowej „Żar”. W czasie kursu zachorował na zapalenie płuc, leżał w łóżku i patrzył, jak koledzy latają. W V klasie w imieniny koledzy go podrzucali i dostał krwotoku. Okazało się, że jest chory na gruźlicę. 14 listopada 1962 znalazł się w szpitalu w Żywcu, a po dwóch tygodniach przewieziono go do sanatorium przeciwgruźliczego w Bystrej Śląskiej i tam spędził cały rok. Do półrocza piątej klasy był poddawany intensywnemu leczeniu. W czasie rady pedagogicznej na półrocze jeden z nauczycieli, pan Kuczyński, zaproponował, by boh. partiami zaliczał przedmioty i zgodzono się na to. Boh. uczył się w sanatorium i zaliczał program, dopuszczono go do matury i bardzo dobrze zdał egzamin.
[00:27:22] Boh. nie dostał się na studia, a pod koniec lipca zachorował na żółtaczkę. Łatwo było się nią zarazić w sanatorium. Wysłano go na miesiąc do szpitala w Cieszynie. Do końca lipca 1962 miał ważne badania lotnicze. Tego dnia zwolnił się z sanatorium i pojechał na lotnisko, by wykonać lot na srebrną odznakę szybowcową. Wcześniej wykonał pięciogodzinny samodzielny lot, uzyskał też samodzielnie na szybowcu wysokość tysiąca metrów – technika wznoszenia się szybowców. Do odznaki brakowało mu przelotu na dystansie 50 kilometrów. Była dobra pogoda i lot się powiódł, zdobył srebrną odznakę. Za zgodą instruktora boh. zrobił jeszcze dwa loty. Kariera w tamtym momencie przerwała się, bo nie miał badań lekarskich.
[00:31:27] Po wyjściu z sanatorium boh. poszedł na badania, by się zorientować w jakim jest stanie. Na komisji we Wrocławiu nie przyznał się do pobytu w sanatorium. Lekarz nie zauważył niczego w płucach, więc cieszył się, że nie jest tak źle. Potem przez kilka lat kontrolował stan zdrowia.
[00:32:40] Boh. podjął pracę w Zakładach Chemicznych Oświęcim. Chemię znał tylko z podręczników. Zakłady znajdowały się na bardzo dużym terenie, były tam liczne zakłady wewnętrzne, rurociągi. Boh. miał pracować jako mechanik, zaprowadzono go do potężnej tokarki produkującej walce. Nauczyciel w technikum powtarzał, że ci, którzy nie będą się uczyć pójdą do pracy w kanalizacji, dostaną buty gumowe i przydział mleka. Dla boh. praca przy tokarni była prawie tożsama z pracą przywoływaną przez nauczyciela. W magazynie wybrał ubranie robocze. Ktoś go zagadnął, więc powiedział, że przyjmuje się do pracy i jaką szkołę skończył. Mężczyzna zaproponował mu pracę elektryka w dyżurce pomiarowej uznając, że poradzi sobie mimo braku kierunkowego wykształcenia. Ponieważ nie chciał stać przy tokarce, przyjął propozycję. Nowa praca podobała mu się, miał śrubokręt i sprawował nadzór na oddziale pieców, w których było wiele termopar. Sprawdzano urządzenia pomiarowe, wskaźniki były radzieckie. Gdy wszystko działało, praca zajmowała dwie godziny, pozostały czas przeznaczał na naukę myśląc o drugim podejściu na studia. Rozważania na temat szczęścia w życiu, mimo nie ukończenia klasy elektrycznej boh. pracował jako elektryk.
[00:37:14] Ojciec urodzony w 1911 r. był czwartym dzieckiem, miał młodszą siostrę i brata Ignacego urodzonego w 1925 r. Ignacy od dziecka marzył o byciu żołnierzem, oddziaływała na niego polska przedwojenna propaganda. Stryj nie miał butów, ale razem z kolegą Wiktorem Adamusem chciał iść do wojska. Po latach Wiktor Adamus pracował w oświęcimskich Zakładach Chemicznych. W czasie okupacji stryj został złapany przez Niemców i trafił do obozu, ale był mały i odesłano go stamtąd. Mniej szczęścia miała jego późniejsza żona, która mieszkała w Dworach koło Oświęcimia, część tej wsi zajęły zakłady chemiczne. Jej matkę zabrano do obozu i zginęła.
[00:39:31] Po zakończeniu wojny stryj Ignacy poszedł na bosaka z Czańca do Bielska, zgłosił się do wojska i służył w piechocie do 1953 r. Szybko awansował, skończył szkołę średnią. Służył m.in. we Wrocławiu i zabrał tam swoją matkę. W tym czasie Wrocław był bardzo zniszczony. Dziadek Walenty Błasiak urodził się w Porąbce i był kowalem, skończył trzyletnią szkołę w Bielsku. Pierwszą żoną dziadka była wdowa z dwójką dzieci, z którą miał córkę. Po śmierci żony dziadek ożenił się z babcią, która miała wtedy 17 lat. Babcia nie chciała wychodzić za mąż, ale namawiano ją na ożenek z kowalem. Sześcioro dzieci dziadków przeżyło [wiek dziecięcy] i boh. miał trzech stryjów i dwie ciotki. Dziadek zmarł w w1935 r. Boh. znał obydwie babcie i dziadka ze strony matki. Babcia, z którą mieszkano, zmarła w 1967 r., gdy jechał do Krosna na szkolenie samolotowe.
[00:44:10] Boh. zaczął szkolenie szybowcowe w 1960 r. Jesienią poprzedniego roku aerokluby agitowały, ponieważ Polska potrzebowała pilotów wojskowych. Chętnych szukano w szkołach średnich. Instruktorzy przychodzili do klas i agitowali, z klasy boh. było dziesięciu chętnych. Chłopaków, w tym boh., wysłano do Katowic na badania w przychodni sportowej. Z dziesiątki zakwalifikowało się czterech i w następnym roku, po szkoleniu teoretycznym, zaczęli latać. Po szkole przychodzono na lotnisko, start szybowca, dwumiejscowej „Czapli” odbywał się za wyciągarką. Instruktor Tadeusz Łabuć był absolwentem Politechniki Wrocławskiej ze specjalnością lotniczą. Boh. zaczął szkolenie w maju, rok 1960 był deszczowy i niewiele latano. Do końca czerwca odbył 11 lotów. [+]
[00:46:32] W lipcu i sierpniu [1960] organizowano dwustopniowe obozy Lotniczego Przysposobienia Wojskowego (LPW). Na obydwu obozach organizowanych przez Aeroklub Bielsko-Biała instruktorem był Jan Winczo, wspaniały jako praktyk i teoretyk. Winczo wraz z drugim instruktorem zostali wytypowani przez władze lotnictwa cywilnego do napisania podręcznika metodyki szkolenia. Czasy komunistyczne były dobre dla lotnictwa. Obecnie trzeba się szkolić za własne pieniądze.
[00:48:17] Nastolatkom potrzebna była do latania zgoda rodziców, boh. nie dostałby jej i popełnił „przestępstwo”. W drodze do szkoły najpierw jechał rowerem do Kęt, tam wsiadał w pociąg i jechał prawie godzinę do Bielska. Z domu wyjeżdżał o 6:30, ojciec już był w pracy w papierni. Boh. powiedział matce, że dostał dwóję i podsunął jej kartkę do podpisania. W tamtym czasie nie trzeba było potwierdzać podpisu rodzica. Boh. mógł zacząć szkolenie, na które ojciec się nie zgadzał. Gdyby nie ten „grzech”, nie zostałby pilotem. [+]
[00:50:22] Boh. został zakwalifikowany na szkolenie w czasie wakacji, pogoda nie była sprzyjająca i skończył je 4 sierpnia [1960]. W szybowcu dwumiejscowym były dwa komplety sterów, hamulców, boh. siedział z przodu, a instruktor z tyłu. W grupie byli koledzy, którzy zaczęli szkolenie wcześniej i mieli więcej wykonanych lotów. Oni jako pierwsi zostali dopuszczeni do lotów samodzielnych i w sumie wykonali po 80 lotów. Boh. miał 55 lotów, gdy instruktor powiedział mu, że poleci samodzielnie. Był wieczór, a zaskoczony boh. wolałby polecieć rano i przygotować się psychicznie. Okazało się, że koło „Czapli” ma za mało powietrza, ale instruktor powiedział, że w takim razie poleci na „Sroce”, mniejszym i lepszym szybowcu – uzyskana wysokość po starcie. Na początku pozwalano wykonać dwa samodzielne loty. W czasie drugiego lotu boh. nie zamknął dobrze kabinki i w momencie startu otworzyła się. Zdążył ją złapać i poradził sobie. Boh. jako jedyny w grupie wykonał najpierw 16 samodzielnych lotów na „Sroce”, a później latał samodzielnie na „Czapli”. 4 sierpnia 1960 skończył szkolenie i uzyskał kategorię „B” [+]. Wcześniej, gdy nie było szkolnych szybowców dwumiejscowych, kursanci od razu szkolili się na szybowcach jednomiejscowych – cykl szkolenia.
[00:57:12] 6 sierpnia [1960] boh. poszedł na piechotę na górę Żar, odległą od Czańca o 7 km. Turnus zaczął się 1 sierpnia, ale liczył na to, że zostanie przyjęty i tak się stało. Po kilku lotach z instruktorem boh. poleciał samodzielnie z góry, po starcie z lin gumowych. Do startu „Bociana” były potrzebne cztery liny, naprężane przez kursantów. Ogon szybowca był podczepiony do haka, po naprężeniu uwalniano go – system startu, miejsce lądowania. Od 1948 r. w Szkole Szybowcowej „Żar” zbudowano wyciąg szynowy do wciągania szybowców na górę. Powstał też budynek meteo, administracyjny i barak, gdzie spali kursanci.
[00:59:54] Ze schodów domu w Czańcu widać było górę szybowcową Żar i budynek meteo. Boh. lubił jako dzieciak siedzieć na schodach i patrzeć w kierunku góry. Dzieci grały w piłkę szmaciankę zrobioną z pończochy. Wuj mieszkał w Czechach [Czechosłowacji], ale jako piętnastolatek przeniósł się do Polski, by nie iść do czeskiego wojska. Dzięki wujowi były piłki gumowe z Czechosłowacji. Wuj pracował w Andrychowie, miał zdolności muzyczne. Boh. ze schodów obserwował górę Żar i widział przesuwające się punkciki. Nie wiedział co to jest. W 1948 r. grupa przedszkolaków pojechała na Żar, zobaczył wtedy lądowanie szybowców. Potem czasem chodził z ojcem na Żar. Był typowym wiejskim dzieckiem i nie myślał wtedy o lataniu.
[01:03:42] W Czańcu nie było nawet elektryczności, używano lampy naftowej albo łuczywa. Nie było radia. Wieści ze świata przynosili ludzie. Wcześniej Czaniec był w zaborze austriackim. Rodzina miała 3 hektary ziemi. Rolnicy uprawiali rolę końmi, nie było żadnego traktora, wszystko robiono ręcznie. Boh. widział samochody, które woziły drewno do fabryki papieru. Elektryczność do wsi doprowadzono w 1948 r., pierwsze radia były prymitywne. Do orki używano koni i pługa jednoskibowego – zaoranie 1 hektara wymagało przejścia 30 kilometrów – posiłki dla oraczy. Wynajmowano do orki dwóch rolników: Ryłko i Olbrzymka, ten drugi był w czasie I wojny na froncie włoskim, gdy opowiadał o tym, boh. kładł się w kuchni na podłodze i słuchał.
[01:08:43] Boh. miał dwa lata młodszą siostrę – wspomnienie przedszkolnej piosenki o rodzeństwie zadziwionym pięknym światem – relacje z siostrą. Gdy urodził się młodszy brat, boh. miał 6 lat, a siostra 4. Brat miał lżej, ponieważ nie musiał paść krów. Wykształcił się na elektryka, pracował do emerytury w Zakładach Metali Lekkich w Kętach, mieszka na ojcowiźnie. Boh. pracując w Oświęcimiu zastanawiał się, jak ułożą się losy rodzeństwa i co będzie z domem. Był nowy, ale budowany tanim kosztem, ponieważ ojciec pracując utrzymywał sześć osób. Ojciec był czwarty z rodzeństwa, ale to on przejął rodzinną gospodarkę. Pasąc krowy zrobił sobie fujarkę i uczył się grać. Potem grał na wielu instrumentach, w tym na skrzypkach, basie, klarnecie. W czasie okupacji Niemcy zabrali organistę z Czańca do Oświęcimia. Ojciec w ciągu tygodnia nauczył się grać na organach. W rodzinie wszyscy muzykowali, matka nie grała na niczym, ale śpiewała. W domu nie podnoszono głosu, ojciec nie pił i nie palił. Dzieci uczyły się obserwując pracujących rodziców.
[01:13:45] Po przyjściu z pracy ojciec pracował na gospodarce, a wieczorem działał w „Wiciach”. Wiciowcy zbierali się w stolarni, śpiewali, przygotowywali sztuki teatralne. Boh. wstąpił do „Wici” w 1958 r. jako piętnastolatek. Grał w przedstawieniach, w jednej sztuce potrzebny był grajek. W domu były skrzypce, boh. uczył się grać od wuja Leopolda Balcy, który uciekł z Czechosłowacji. Wuj Leopold po ucieczce do Polski zaczął pracować w zakładach włókienniczych w Andrychowie, dano mu tam kąt do spania. Wuj uczył się, pracował i grał. W ciągu życia wychował sześciuset muzykantów, prowadził trzydzieści orkiestr dętych. Wuj po ślubie z ciotką wybudował dom po sąsiedzku, dzieliła je tylko rzeczka. Wszyscy wujowie grali. Boh. grał na skrzypkach, potem na trąbce, ponieważ potrzebowała go orkiestra dęta – powody przerwania gry na trąbce.
[01:17:35] Stryj [Ignacy] służył w wojsku. W 1953 była redukcja armii i musiał wybrać między zwolnieniem ze służby a przejściem do marynarki. Stryj zmienił formację, w marynarce służyło wiele osób z terenów górskich. Pewnie stryj doszedłby do wysokiej szarży, ale nie studiował w Związku Radzieckim, a odpowiednie wykształcenie zdobył w Polsce. Kończył służbę jako komandor, zastępca dowódcy na Helu.
[01:19:02] Stryj namówił boh., absolwenta technikum, na drugie podejście do studiów i koniecznie na wydziale elektronicznym, wtedy były to wydziały łączności. W tamtym czasie stryj w wojsku odpowiadał za łączność, jeździł do jednostki w Pyrach. Boh. dostał się na Wydział Łączności Politechniki Wrocławskiej, studia miał podjąć w październiku 1963 – odejście z pracy w Zakładach Chemicznych w Oświęcimiu. Dzięki kierownikowi zakładów chemicznych miał dwa miesiące wakacji i mógł je poświęcić na latanie.
[01:21:00] 4 września 1964 [1963] boh. i kolega Jan Władysław Buława pojechali do Jeżowa Sudeckiego. Kolega mieszkał w Żywcu, był o rok starszy i był już pilotem szybowcowym. Skończył liceum medyczne i był felczerem, potem dostał się na Akademię Medyczną we Wrocławiu. Kolega miał motocykl WSK i nim pojechano do Jeżowa, do szkoły szybowcowej.
[01:22:28] Przejeżdżając przez Wrocław chłopcy zorientowali się, gdzie są ich uczelnie i gdzie będą mieszkać. Przy Placu Grunwaldzkim stały już akademiki, powstało miasteczko akademickie. Wcześniej Niemcy przeznaczyli ten teren pod lotnisko. Boh. zaczął studia w poniemieckim budynku przy ul. Prusa. Główny budynek Politechniki był przy Wybrzeżu Wyspiańskiego, potem w pobliżu wybudowano siedzibę Instytutu Telekomunikacji i boh. po studiach tam pracował. Gdy był na czwartym roku, wydział łączności przemianowano na wydział elektroniki. Boh. skończył radiotechnikę – temat pracy magisterskiej. Nadajnikiem zajmował się kolega, a boh. zrobił i opisał odbiornik. Tą problematyką zajmował się prof. Marian Suski, sportowiec, szablista, który brał udział w olimpiadzie w 1932 r. w Los Angeles. Suski zajmował się radiotechniką już przed wojną i był w Anglii. Drugim specjalistą z tej dziedziny był [Janusz] Groszkowski. Gdy wybuchła wojna, Suski wrócił do Polski.
[01:27:20] W Anglii budowano pierwsze radary. Na początku wojny Anglicy byli bliscy ukończenia radaru, w pracach brał udział m.in. Peter [Philip] Wills, naukowiec i pilot szybowcowy, szybowcowy mistrz świata w 1952 r. Trzej synowie Willsa także byli szybownikami. Christopher Wills był szefem VGC, Vintage Glider Club, Światowego Związku Historycznych Szybowców. W Jeleniej Górze i Jeżowie Sudeckim w 2004 miał miejsce zlot szybowników. W 1995 r. boh. latał jako pilot Boeingów 737 do USA. W Stanach na szybowisku górskim Elmira były zawody VGC i boh. poznał Christophera Willsa. W 2004 panowie spotkali się ponownie, Wills odwiedził boh. w domu. Potem grał na akordeonie w czasie spotkań na górze szybowcowej. Brat Chrisa Willsa [Justin Wills] był szybowcowym wicemistrzem świata i dokonał przelotu z Anglii do Nowej Zelandii. Boh. poznał także jego. Na początku wojny Philip Wills dowodził oddziałem specjalistów, którzy oblatywali radary na niemieckim szybowcu „Minimoa”. W tamtym czasie Niemcy mieli najlepsze szybowce. W 1995 r. w Elmirze boh. miał kamerę i nagrywał. Po spotkaniu w 2004 wysłał Chrisowi Willsowi kopię filmu, który Wills przez dwa dni oglądał.
[01:32:07] Boh. jechał z kolegą motocyklem do Jeżowa Sudeckiego. Wyjechano z Czańca 4 września 1963 o 8 rano i dojechano na miejsce o 8 wieczorem. Chłopcy wiedzieli, że jadą do szkoły szybowcowej. Za Bolkowem zobaczyli tablicę „Jeżów” i myśleli, że już są na miejscu. Potem dojechali do właściwego Jeżowa. Szkoła wyglądała inaczej niż obecnie, choć zachował się główny budynek administracyjny, gdzie na górze mieszkali instruktorzy. Po drugiej stronie ulicy był barak drewniany i tam spano.
[01:34:40] Szkoła powstała w 1923 r. Po przegranej wojnie Niemcy nie mogli latać na samolotach wojskowych. Z rejonu Jeleniej Góry pochodziło wielu niemieckich lotników. Czerwony Baron [Manfred von Richthofen] pochodził z Dolnego Śląska. W 1913 r. powstał Związek Pilotów Niemieckich, członkowie spotykali się w restauracji, obecnie w budynku mieści się Polski Związek Motorowy w Jeleniej Górze. Po wojnie weterani mieli tam pomieszczenie, na ścianach wisiały trofea z wojny. Doktor Weingartner poruszył kolegów i postanowiono obejrzeć miejsce na szkołę. W tamtym czasie szybownictwo rozwijało się w miejscowościach górskich, chodziło o start maszyn. Weterani pojawili się w Grunau, ta nazwa nie była niemiecka, tereny były piastowskie – zachowane dokumenty i nazwy pod koniec XIII w. – refleksje na temat obecnej nazwy Jeżów Sudecki. Po II wojnie wieś nazywała się Grunów.
[01:39:35] Szkoła zaczęła oficjalnie działać w 1924 r., przyjmowano do niej dużo młodzieży. Początkowo szybowce były jednomiejscowe. Zbocza użytkowali rolnicy, intensywniej latano po żniwach. W latach 1930-33, pod kierownictwem Wolfa Hirtha szkoła się rozwijała, tu się szkolili: pilotka Hanna Reitsch i Wernher von Braun [konstruktor, współtwórca rakiet V2]. Hirth był pierwszym pilotem na świecie, który zdobył srebrną odznakę szybowcową.
[01:41:45] Początki boh. w jeżowskiej szkole w 1963 r. Na górę szybowcową albo na lotnisko w Jeleniej Górze jeżdżono samochodem dostawczym. Dużo latano z lotniska, szybowiec startował za samolotem. Dla boh. był to czwarty rok szkolenia i miał już drugą klasę. Są trzy klasy, trzecią dostaje się po szkoleniu samolotowym – kategorie a,b,c. Srebrna odznaka szybowcowa był potrzebna do drugiej kategorii szkolenia. Ćwiczono loty w zamkniętej kabinie – obsługa przyrządów w sytuacjach, gdy nie ma widoczności. Do klasy pierwszej były potrzebne loty nocne i akrobacje oraz złota odznaka szybowcowa.
[01:44:45] Do szybowcowej odznaki diamentowej trzeba było spełnić trzy warunki – przelot 300 km, 500 km i przelot na wysokości 5 tys. metrów. Do tego były potrzebne odpowiednie warunki pogodowe, kominy termiczne – niebezpieczeństwo, jakie niosły ze sobą chmury burzowe. Opinie na temat chmur soczewkowych – dobre warunki do latania w Sudetach. Zjawisko tworzenia fali powietrza odkryto przed wojną. Niemcy bijący rekordy świata wznosili się na ponad 8 tys. metrów. Jeden z kolegów, Józef Kurpiela, uzyskał pond 10 tys. metrów.
[01:49:10] W okolicach Jeleniej Góry i Jeżowa zdobyto najwięcej diamentów [szybowcowych]. Około 900 wysokościowych uzyskano właśnie tutaj. W pewnym momencie w samej Jeleniej Górze było ponad 50 pilotów z trzema diamentami. Początkowo pierwszy diament uzyskiwano za przelot 300 kilometrów, potem to zmieniono na lot po trójkącie albo lot tam i z powrotem. Boh. zdobył diamentową odznakę. Sąsiad rzeźbiarz Wiktor Dawidowicz wykonał powiększoną odznakę na ścianie jego domu.
[01:51:05] Sąsiad zrobił też dwie inne rzeźby – klubu lotników „Loteczka”, który boh. utworzył w 1986 r. razem z kolegą Zbyszkiem Gajewskim. Był to klub zrzeszający starszych lotników i takich, którzy już przestają latać. Na spotkanie w październiku 1987 przyszło ponad 40 osób, potem dochodzili nowi. Klub działa do dziś, miejsce spotkań udostępnia pochodzący z lubelskiego przedsiębiorca Adam Bisek – jego działalność, hotel. Adam Bisek zaproponował, by zasłużeni dla Wrocławia, ale nie tylko, mieli swój dąb na jego terenie. Obecnie jest 170 drzew. Jest dąb Mirosława Hermaszewskiego i wielu innych pilotów.
[01:55:28] Boh. jako student przyjeżdżał do Jeżowa, bo latano tam cały rok. Jako student latał we Wrocławiu, ale będąc członkiem Aeroklubu Bielsko- Biała. W 1965 r. przeniósł się do aeroklubu wrocławskiego. Latał w Lesznie, gdzie były dobre warunki do lotów wyczynowych. Latanie w Jeżowie było ciekawe, była tu świetna kadra instruktorska. Od początku lat 60. organizowano Jeżowskie Zawody Szybowcowe. Boh. zakwalifikował się do nich w 1965 r., wcześniej nie brał udziału w zawodach. W 1965 zajął IV miejsce na osiemnastu uczestników. Odbyło się jedenaście zawodów, dwunaste nie były udane, ponieważ pogoda nie dopisała. Boh. startował sześć razy, nigdy nie wygrał, ale zajmował miejsca od VI do II. W dziesiątych zawodach miał szansę na wygraną – kwestia dolotu kolegi na metę i zjechania jego szybowca w dół, okoliczności zajęcia III miejsca przez boh.
[02:02:25] Boh. zakwalifikował się na mistrzostwa Polski w Lesznie i rok później brał w nich udział. Zaraz potem były okręgowe zawody szybowcowe III ligi, które potem uznano za mistrzostwa Dolnego Śląska. Już po drugiej konkurencji boh. zajął I miejsce i wygrał. Potem zakończył przygodę z wyczynowym lataniem. Już wtedy pracował na Politechnice jako pracownik naukowo-dydaktyczny. Miał żonę i dziecko.
[02:04:05] Boh. sześć razy startował w Jeżowie, nigdy nie wygrał, ale spotkał przyszłą żonę. Jeden z kolegów miał skuter i boh. pojechał z nim do Szklarskiej Poręby zobaczyć „zakręt śmierci”. Kolega zjeżdżając boczną drogą z góry wyłączył silnik i pojazdu nie było słychać, a drogą szły trzy kobiety. Jedna z kobiet chciała przejść na drugą stronę i wjechano w nią. Boh. wpadł do rowu, lecąc zaczepił butem o hak wystający z drewnianego słupa linii elektrycznej. Kolega uderzył twarzą w kierownicę. Na szczęście kobiecie nic się nie stało. Do wypadku nikogo nie wezwano i kobiety odeszły. Uszkodzonym skuterem wrócono do Jeżowa.
[02:08:02] Boh. poszedł z innym kolegą na poniemiecki cmentarz. Spotkano tam dwie dziewczyny, które przyszły po trawę dla królików. Był rok 1967, późniejsza żona boh. miała wtedy 16 lat. Po jakimś czasie boh. spotkał jedną z dziewczyn we wsi, rozmawiał z nią i wziął adres. Przyszła żona pochodziła z wielodzietnej rodziny. Jej ojciec mieszkał wcześniej w Sarnach, był tam gajowym, miał żonę i sześcioro dzieci. Jednym z tych dzieci był Władysław, w czasie wojny pilot, wyszkolony w 1944 r. w Związku Radzieckim, jego kolegą z kursu był Wacław Kozielski z okolic Sosnowca, który trafił na wschód uciekając w 1939 r. Sowieci puścili pilotów do Polski dopiero w 1946 r. Władysław, brat przyrodni żony, trafił do Wrocławia, do tzw. Pułku Brandenburskiego, potem służył w Gdyni i latał jako instruktor. Podczas lotu z uczniem zgasł silnik samolotu, uczeń przeżył, a Władysław zmarł w szpitalu.
[02:12:49] Boh. nie poznał ojca żony. W 1963 r. jechała autem grupa myśliwych, w tym teść. Doszło do wypadku i teść zginął. Z dziesięciorga dzieci żyło wtedy ośmioro. Jeden z braci zginął porażony prądem, inny z braci żony zmarł jako dziecko. Po śmierci męża teściowa podjęła pracę w gminie jako sprzątaczka. Przyszła żona miała wtedy 12 lat i zajmowała się rodzeństwem. Ślub wzięto, gdy narzeczona miała 18 lat. Jednym z przedstawień „Wici” w Czańcu był „Flirt” Michała Bałuckiego, fragment dialogu ze sztuki traktujący o biedzie przypominał się boh. po poznaniu przyszłej żony. Boh. nigdy nie głodował, ale w domu pieniędzy nie było. W czasie studiów rodzice dawali mu 300 zł, akademik kosztował 120, a 288 wyżywienie. Boh. dorabiał w tamtym czasie korepetycjami. Żona skończyła Technikum Ekonomiczne we Wrocławiu.
[02:17:23] Boh. kochał szybowce, ale ze wzglądu na pogodę nie zawsze można było na nich latać. Myślał więc o pilotowaniu samolotów. W ramach Lotniczego Przysposobienia Wojskowego organizowano szkolenia w Krośnie i z każdego aeroklubu mogła tam być skierowana jedna osoba. W 1966 r. boh. został zakwalifikowany, ale ostatecznie wybrano pracownika aeroklubu. Boh. dostał się na szkolenie w następnym roku, ale kurs był w czerwcu, gdy trwał rok akademicki i egzaminy. Dziekan pozwolił na zdanie jednego egzaminu w czerwcu, a pozostałych we wrześniu. Boh. zaliczył kurs pilotażu, instruktorem był pilot latający w Anglii [w czasie wojny]. Latano na samolocie „Junak 3”, na którym można było robić akrobacje.
[02:20:16] Potem boh. realizował różne loty, np. latał do Warszawy z pułkownikiem Chojcanem. Zrobił szkolenie na dwunastomiejscowym „Jaku-2” i wywoził spadochroniarzy. Był holującym na zawodach szybowcowych w Lubinie. Po wypuszczeniu wszystkich czekano na powrót szybowców. Jeden z instruktorów, Paweł Piła, zaproponował mu, by poleciał z nim jako drugi pilot na „Antku” [samolot Antonow], by zrzucić spadochroniarzy. Wyleciano na pełen pułap, ale nie można były wypuścić spadochroniarzy, ponieważ wracały szybowce. Kierownik lotu kazał zrobić okrążenie i lądować jak najbliżej końca lotniska. Z samolotu była słaba widoczność do przodu, po dyspozycji kierownika lotu pilot zahamował i maszyna stanęła pionowo, a potem opadła na koła, ale śmigło wbiło się w ziemię. Wyjście było z tyłu samolotu, boh. tam dotarł, ale okazało się, że jest wysoko nad ziemią – opuszczenie samolotu. Kolega był pilotem zawodowym w KGHM i po wypadku nie został zawieszony. Gdyby to zrobiono, dyrektor przedsiębiorstwa nie miałby pilota. [+]
[02:25:56] Boh. miał kolegów lotników, braci Lojzka, Dzidka i Andrzeja Byloków. Alojzy szkolił się razem z boh. w 1960 r., Andrzej był z nim na kursie na Antonowie-24, Zdzisław Bylok studiował na wydziale elektroniki. Koledzy powiedzieli boh., że do następnego dnia LOT przyjmuje kandydatury na pilotów. Boh. był zadowolony z pracy na Politechnice i nie chciał iść do LOT-u. Pod naciskiem kolegów napisał podanie. Po jakimś czasie pojechał na rozmowę, na 15 miejsc było 60 kandydatów, w tym zawodowi piloci, instruktorzy w aeroklubach. Boh. został wybrany, choć był amatorem. Miał wtedy diamentową odznakę szybowcową i dużo wylatanych godzin na szybowcach. W komisji był pilot Edward Makula, szybowcowy mistrz świata. Boh. miał wtedy 29 lat, nie zdecydował się na podjęcie pracy, ponieważ starszy syn chorował i nie chciał zostawiać żony w tej sytuacji. Postanowił nigdy więcej nie starać się o pracę w LOT.
[02:29:16] Boh. miał prawie 35 lat i robił doktorat, w nocy śniły mu się całki i różniczki. Na zajęcia ze studentami w Zakładzie Układów Elektronicznych przychodził niewyspany. W zakładzie prowadzono dużo zajęć, nie tylko ze studentami elektroniki, ale i z wydziału elektrycznego i innych. Boh. spełniał wszystkie warunki pilota zawodowego, choć nie miał tzw. licencji liniowej. Zaczęło mu zależeć na zmianie pracy, ale jednocześnie uważał, że jest już stary. Został przyjęty, ale musiał przejść badania lekarskie w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej. Szkolenie teoretyczne miało się zacząć 10 maja, przyjmowano tylko ludzi mogących odejść z dotychczasowej pracy za porozumieniem stron. Boh. nie wiedział jak się zwolnić z Politechniki w czasie roku akademickiego. Rektor prof. Porębski zgodził się na jego odejście za porozumieniem stron.
[02:33:00] Boh. umówił się z kadrową Gawrońską, że jeśli przejdzie badania lekarskie, to zostanie przyjęty na kurs. Gdy je przeszedł, dowiedział się, że już nie ma miejsc i żeby przyszedł za rok. Był wtedy jedynym żywicielem rodziny, a z Politechniki się zwolnił. Kandydaci stawali przed komisją, gdy boh. wyszedł, pani Gawrońska podeszła do niego i do Andrzeja Byloka i powiedziała, by zostali do końca komisji. Potem boh. poproszono z powrotem, w miejscu komisji siedział jeden pan, który chciał go wciągnąć „do wiadomej instytucji na donosiciela”. Boh. nie zgodził się. Później się zastanawiał, czy ta odmowa nie spowodowała tego, że nie przyjęto go na kurs. Nie rozmawiał o tym z Andrzejem Bylokiem, który po jakimś czasie wyjechał do Australii, potem wrócił do Polski i niedługo potem zmarł.
[02:36:20] Boh. poszedł do znajomego inspektora. Okazało się, że na ten kurs chciał się dostać Jurek Makula z aeroklubu rybnickiego, pracujący wtedy jako instruktor w Gliwicach. Aeroklub gliwicki nie zgodził się na jego zwolnienie. Na to miejsce wszedł boh., a kolega skończył kurs rok później. LOT płacił za każdego pilota. Boh. szkolił się w Krośnie, a potem dorywczo, ale Aeroklub we Wrocławiu w 1978 r. dostał za niego 400 tys. zł. 200 tys. dostał Zarząd Główny Aeroklubu Polskiego. Za zawodowych pilotów płacono dwa razy więcej. W przypadku Jerzego Makuli Aeroklub Gliwicki zrezygnował z 800 tys. złotych, by mu przeszkodzić. Zanim okazało się, że boh. jednak dostanie się na kurs, martwił się o pracę.
[02:39:00] W 1982 r. boh., pracownik LOT-u, szedł ul. Pruszkowską [w Warszawie] i spotkał esbeka, który wcześniej namawiał go na współpracę. Esbek się uśmiechnął się i zaczęli rozmawiać. Boh. był zdziwiony tym, że ten go pamiętał po jednym spotkaniu. Esbek powiedział, że już nie pracuje w służbach.
[02:40:14] W 1982 r. było zebranie oddziału i kierownik kazał boh. zostać po jego zakończeniu. Potem miało być zebranie partyjne i boh. został, choć nie należał do partii – rozmowa z kierownikiem.
more...
less
The library of the Pilecki Institute
ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa
Monday to Friday, 9:00 - 15:00
(+48) 22 182 24 75
The library of the Berlin branch of the Pilecki Institute
Pariser Platz 4a, 00-123 Berlin
Pon. - Pt. 10:30 - 17:30
(+49) 30 275 78 955
This page uses 'cookies'. More information
Ever since it was established, the Witold Pilecki Institute of Solidarity and Valor has been collecting and sharing documents that present the multiple historical facets of the last century. Many of them were previously split up, lost, or forgotten. Some were held in archives on other continents. To facilitate research, we have created an innovative digital archive that enables easy access to the source material. We are striving to gather as many archives as possible in one place. As a result, it takes little more than a few clicks to learn about the history of Poland and its citizens in the 20th century.
The Institute’s website contains a description of the collections available in the reading room as well as the necessary information to plan a visit. The documents themselves are only available in the Institute’s reading room, a public space where material is available free of charge to researchers and anyone interested in the topics collected there. The reading room also offers a friendly environment for quiet work.
The materials are obtained from institutions, public archives, both domestic and international social organizations, as well as from private individuals. The collections are constantly being expanded. A full-text search engine that searches both the content of the documents and their metadata allows the user to reach the desired source with ease. Another way to navigate the accumulated resources is to search according to the archival institutions from which they originate and which contain hierarchically arranged fonds and files.
Most of the archival materials are in open access on computers in the reading room. Some of our collections, e.g. from the Bundesarchiv, are subject to the restrictions on availability resulting from agreements between the Institute and the institutions which transfer them. An appropriate declaration must be signed upon arrival at the reading room in order to gain immediate access to these documents.
Before your visit, we recommend familiarizing yourself with the scope and structure of our archival, library and audio-visual resources, as well as with the regulations for visiting and using the collections.
All those wishing to access our collections are invited to the Pilecki Institute at ul. Stawki 2 in Warsaw. The reading room is open from 9–15, Monday to Friday. An appointment must be made in advance by emailing czytelnia@instytutpileckiego.pl or calling (+48) 22 182 24 75.
Please read the privacy policy. Using the website is a declaration of an acceptance of its terms.