Franciszek Wasilewski (ur. 1923, Cieszkiele) pochodzi z zamożnej rodziny rolniczej spod Lidy. Jego rodzice posiadali ogromne gospodarstwo wraz z pasieką. W 1942 roku wstąpił do oddziału Armii Krajowej dowodzonego przez por. Jana Borysewicza „Krysię”, a następnie przeszedł do VI Batalionu 77 pp AK pod dowództwem ppor. Władysława Mickiewicza „Wnima”. Uczestniczył w operacji „Ostra Brama”. Po wkroczeniu Sowietów aresztowany przez NKWD. Po rocznym śledztwie wypuszczony w stanie agonalnym, przeżył dzięki interwencji znachorki. W 1952 roku wraz z rodzicami został wywieziony jako „kułak” do Kazachstanu, gdzie pracował na plantacji bawełny, a następnie jako tokarz. W 1956 roku jako repatriant przyjechał do Szczecina wraz z rodziną i podjął pracę w Stoczni Szczecińskiej. Jest działaczem Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych w Szczecinie, w stopniu podporucznika.
[00:00:10] Po wejściu Niemców [w 1941] myślano, że będzie dobrze. Ojciec miał duże gospodarstwo niedaleko rzeki Żyżmy, pasiekę liczącą 120 uli, 15 hektarów lasu sosnowego i 15 brzozowego. W tym lesie było gospodarstwo. Sztab niemiecki zatrzymał się w odległości 2,5 km w pałacu Amberga. Łąka rodziny boh. dochodziła do brzegu Żyżmy. Po drugiej stronie był duży młyn. Wuj także mieszkał blisko rzeki, ale za mostem i pracował u Amberga, który go lubił.
[00:02:57] Powstała partyzantka. Boh. składał przysięgę u Laskowicza, zamożnego gospodarza, który zatrudniał ludzi do pracy. Boh. miał brata ciotecznego, swojego rówieśnika. Chłopcy widzieli, jak w początkowej fazie wojny w 1941 r. Niemcy chowali poległych – odzyskiwanie zamków do mauzerów. Boh. dowiedział się, że do Laskowicza przyjechał ktoś z AK. Brat spotkał w Lidzie znajomego, który spytał go, czy należy do partyzantki, a potem wprowadził go i boh. do organizacji. Przysięgę złożono w okopach. Partyzanci przyjeżdżali konno i robili wykłady na temat broni Rosjan i Niemców, komunikacji niemieckiej. W odległości niecałych 7 km szła linia kolejowa z Wilna przez Soleczniki do Lidy.
[00:08:05] Pewnego dnia przyjechał szwagier, który mieszkał niedaleko. „Kacapy” wywieźli go, jak weszli pierwszy raz, wtedy szwagier mieszkał na Litwie. Jego syn miał osiem lat. Pociąg z deportowanymi jechał przez Bastuny i zatrzymał się tam, chłopiec uciekł do lasu i zabłądził – mrozy i śniegi. Po wyjściu z lasu chłopiec poszedł do domu Anackiego. Ojciec szwagra był w Ameryce i był bogaty – ukrywanie chłopca w schronie wykopanym w stodole. Szwagier zaproponował boh. pójście do partyzantki, ale powiedział mu, że już do niej należy. Rosjanie chcieli wywieźć rodzinę boh. Namawiali ojca, by zapisał się do kołchozu, ponieważ likwidowano gospodarstwa prywatne.
[00:13:08] Po złożeniu przysięgi boh. jeździł do Żamojtela do Mikiańców. On i Michniewicz walczyli w partyzantce, gdy sowieci weszli po raz drugi. Rosjanie utworzyli oddział do zwalczania partyzantki, dowodził nim Nowikow. Niektórzy donosili sowietom. Ojcu kazano wstąpić do kołchozu, ale nie chciał tego zrobić i zapisano go jako kułaka. Dla Rosjan gospodarstwo z lasem sosnowym i brzozowym to był kurort. Ojciec chciał sprzedać gospodarstwo, ale nie zgadzał się na to, by je oddać. Na trzeci dzień przeniesiono kartkę z pieczątką i kazano oddać dużą ilość zboża.
[00:15:50] Rodzina miała zostać wywieziona – wspomnienie bimbru robionego przez ojca. Rosjanie kazali odstawić dużą ilość zboża i ojciec poprosił sąsiadów o pomoc. Całą noc młócono i odwieziono żądane zboże na kilku furmankach. Przyjechało NKWD i nazwano ojca kułakiem – kary. Po kilku dniach przyjechało sześciu żołnierzy i zagrożono ojcu wywózką na Syberię. Ojciec poczęstował Rosjan bimbrem, dowódca powiedział mu, żeby uciekał, ponieważ zostanie deportowany. Postawa ojca. Boh. wyszedł przed dom i zobaczył niemiecki samolot.
[00:19:44] W Lidzie w kawalerii służył brat boh., który [przed wojną] podczas skoku przez przeszkodę złamał nogę i dostawał rentę z wojska. Niedaleko Rosjanie zrobili lotnisko, startowały stamtąd dwupłatowce. Piloci uczyli się strzelać do worka ciągniętego przez samolot. Niemcy zrzucili trzy bomby, jedna trafiła w fabrykę „Ardal”, gdzie produkowano wyroby gumowe – skutki bombardowania. Ojciec uważał, że to Rosjanie robią jakieś ćwiczenia – nalot na Lidę, zniszczenie centrum miasta.
[00:22:25] Rodzina była na liście do wywózki, więc cieszono się, że przyszli Niemcy. Za Żyrmą okopała się dywizja Armii Czerwonej – uzbrojenie Rosjan. Niemcy przeszli obok, a Rosjanie zostali w lesie. Żołnierze zdejmowali pagony, medale i zakopywali je. Z gospodarstwa zabrano wszystkie ubrania, nawet dziurawe spodnie ojca. Żołnierze przebrali się i rozeszli po domach. W lesie zostało dużo broni i konie, które wykorzystywano do ciągnięcia haubic. Syn bratowej namówił boh., by poszedł z nim po broń – zabieranie jej z lasu do jamy w stodole. [+]
[00:26:07] Gdy w okolicy powstała partyzantka, to boh. ją uzbroił. Przerabiał spust dziesięciostrzałowego karabinu, by strzelał raz za razem. Była to celna broń. Niemcy się jej bali, myśleli, że partyzanci mają karabiny maszynowe. Z Wilna przez Lidę do Mińska jechały niemieckie transporty wojskowe, wieziono czołgi. Robiono zasadzki i podkładano miny – technika minowania szyn. Boh. miał smykałkę do broni, brał udział w wysadzeniu trzech pociągów. Partyzanci chcieli, by boh. dawał im broń – ukrywanie jej w skrytkach na kamienistym polu.
[00:29:40] Rosjanie coś budowali i przez pięć lat „młócili kamienie”, działała kruszarnia. Przywożono do niej bardzo duże kamienie. Ziemia była urodzajna, ale kamienista, na zimę kamienie zbierano. Sąsiedzi robili z nich podmurówki. Boh. pomagał im w pracy – technika ociosywania kamieni.
[00:31:00] „My za Niemca nie pocierpieli nic”. Po wejściu Niemców przyjechał pułkownik i cztery ciężarówki z żołnierzami. W tym czasie boh. na podwórku uzupełniał zęby w bronie. Miał zdolności techniczne, zrobił kuźnię i kuł konie pracując dla Rosjan. Uciekli Niemcy i weszli Rosjanie, którzy wiedzieli, że była partyzantka, „bo ich tłukli za te nałogi, co oni dawali. To ich tłukli po siedmiu strzelali. Partyzantka się tworzyła, już u ruskich była partyzantka, tylko jeszcze była, nikt nie znał. To było tajne, że nikt nie wiedział jeden o drugim, ale zbierali się jak wiedzieli, że ruskie już idą po kontyngent, po te dawać podatki. Po dziesięciu chodziło tych ruskich z pepeszami. No to my na konia i do partyzantki. Do jednych, do drugich, do tych znajomych chłopów, co mieli karabiny, broń, panie. A do nas się szło przez las taki […], tylko dróżki takie były. A oni chodzili, po siedmiu, i tak od gospodarzy do gospodarzy. No i cynk daliśmy, że oni już tam są, u tego gospodarza. To im zasadzkę zrobili i skasowali ich wszystkich. Ale to nie pomogło”.
[00:33:11] Po uderzeniu Niemców wszystko przycichło, czekano na to, co Niemcy będą robić. Przez pierwszy rok [okupacji niemieckiej] było bardzo dobrze, ludzie byli zadowoleni, że nie zostali deportowani na Syberię. Bano się wywózki. Z Litwy wywożono o rok wcześniej, wywieziono znajomych i wuja. Brat był tam w partyzantce i boh. do niego jeździł. Sowieci go szukali, robili zasadzki, ale jego ojciec był w Ameryce i po powrocie kupił bardzo dużo ziemi, lasów. „On tam schrony tak porobił, że oni go nie znaleźli”. Jego ojca i siostry wywieziono.
[00:34:25] Sytuacja zmieniła się, gdy Niemcy byli bliżej Moskwy. Zaczęto wyłapywać u gospodarzy Rosjan, których cała dywizja rozbroiła się w pobliskim lesie. Rosjanie uciekali do Puszczy Białowieskiej, nocami rabowali chłopów, zabierali ręczne żarna. Niemcy zaczęli też aresztowania Polaków, w Lidzie robiono łapanki. Nauczycielka pani Korda, ładna dziewczyna, została zatrudniona jako gospodyni stołówki dla Niemców „taka burdelówa była niemiecka […], ale tam wszystko już należało do AK”. Szwagier Soroczyński, mąż siostry boh., był w partyzantce, znał Kordę i nawiązał z nią kontakt. „I ona się zgodziła, a do niej przychodzili, była piękna kobieta, ona puszczała się z chłopami, ale z kapitanami, pułkownikami, najwyższej szarży Niemców”.
[00:37:07] Niedaleko domu boh., za Żyżmą mieszkał Laskowicz, który uciekł, jak przyszli Rosjanie. Przed ucieczką odwiózł do wuja złoto i pieniądze, ale dom wuja się spalił. W młynie Laskowicza Niemcy mieli bazę wojskową. W sześciopiętrowej baszcie Niemcy zrobili stalowe okiennice i ustawili tam broń maszynową. To było na rok przed ich ucieczką. Boh. jadąc rowerem do Lidy widział, jak jego sąsiada Niemcy rozstrzelali. Gospodarz przywiózł sosnę ze swojego lasu, ale nie miał pozwolenia. Przyjechali Niemcy na motocyklach i jeden z nich zastrzelił sąsiada. Powstała partyzantka „i tłukliśmy jak psów ich, panie kochany”.
[00:40:11] Nikt nie miał aparatu fotograficznego i nie można było zrobić zdjęcia. Moździerze mocowano po obu stronach torów co dwadzieścia metrów, żeby mieć pewność. Była łączność z Wilnem, w Lidzie przełożonym boh. był Mickiewicz, dowódca partyzantki. Rozkazy przekazywano jeżdżąc rowerem lub konno. Gdy z Wilna wyjeżdżał pociąg, który przez Lidę miał jechać w kierunku Mińska i wiedziano o tym. W transporcie było 60 czołgów, 16 dział przeciwpancernych i 380 uzbrojonych żołnierzy – informacja od kolejarzy. Tory od Wilna wiodły przez las, w nocy założono moździerze. Partyzanci leżeli w krzakach w odległości kilkuset metrów, mieli poprzerabiane dziesięciostrzałowe karabiny, które strzelały jak broń automatyczna. Niemcy się ich bali. Partyzanci obserwowali tory przez zdobyczne lornetki. Od Wilna do Solecznik teren był górzysty, zaminowano tam dwa tory. Pociąg miał dwa parowozy, z przodu i z tyłu – skutki wybuchu min. Uzbrojenie partyzantów atakujących uciekających Niemców. Po akcji Niemcy wycięli las przy trasie z Wilna do Lidy na prawie 70 metrów od torów i już nie było dobrego dojścia. Boh. chciał mieć aparat fotograficzny, by móc robić zdjęcia w czasie akcji. [+]
[00:46:21] „My działaliśmy ostro. Tam nie było litości, panie. Tłukli jak cholera, nie patrzyli na nich (…), ale i oni nas tłukli”. Czterech dobrych kolegów z Mikiańców poszło do partyzantki, gdy drugi raz byli Rosjanie „i tłukli się nimi”. Przeciwko partyzantom ruszyło 40 uzbrojonych enkawudzistów, we wsi Polipnica doszło do walki i wszyscy koledzy partyzanci zginęli. Wcześniej ich przechowywano w schronie, karmiono. Partyzanci przychodzili do domu boh., bo widzieli, że ich nie wyda. Nie było dnia bez pożaru.
[00:48:04] Sąsiad ukrywał Żydów i ktoś go wydał. Rano, przed porą wylotu pszczół, boh. wypuścił krowy, które pasły się między ulami. Usłyszał za lasem strzały z karabinów maszynowych i zobaczył ogień. Niemcy zabili sąsiada i jego rodzinę za przechowywanie Żydów. [+]
[00:49:17] Niedługo potem przyjechał szwagier Soroczyński. Boh. zauważył ciężarówkę wiozącą ludzi w żółtych ubraniach, mówiono, że to Litwini, i kilku Niemców. Schował się i widział, że auto zajechało na podwórko sąsiada. Słyszał strzały z karabinów maszynowych, potem samochód odjechał. Poszedł na podwórko, gdzie znalazł zwłoki sąsiada i jego rodziny, córka miała wyrwane pociskiem czoło i widział pulsujący mózg [emocje]. Ojciec zrobił trumny i pochowano sąsiadów. [+]
[00:51:35] To byli dobrzy sąsiedzi, wcześniej dawno im miód. Produkowano go tyle, że dwa wagony odsyłano do Wilna. Wysiewano grykę, pszczoły dawały dużo miodu.
[00:52:20] Boh. miał w partyzantce pseudonim „Gil”. Gdy młócono zboże w stodole, zostawał poślad i to ziarno wysypywano ptakom. Z lasu przylatywały chmary gili i dlatego boh. przyjął taki pseudonim. Przysięgę składał w okopie w lesie Laskowicza, który uciekł za granicę, domu w tym czasie ktoś pilnował. Spotkano się w okopie, by nikt nie zobaczył i wydał. Przyjmujący przysięgę miał krzyżyk.
[00:54:23] Boh. był początkowo przez krótki czas w oddziale „Krysi”. Trafił tam dzięki koledze z Lidy, potem sowieci go zamordowali. Chcieli też zabić boh., pobili go i wrzucili zsypem na węgiel do pomieszczenia, w którym był śnieg nawiany przez zakratowane okno. W tamtym czasie były takie śniegi, że przez zaspy nie można było przejechać końmi. Boh. nie wiedział, gdzie go wrzucono, ale znalazł kawałek deski i położył ja na śnieg. Miał na sobie kożuch i oficerki – skutki pobicia głowy i twarzy. Sowieci wrzucili go do piwnicy, by tam zamarzł. Gdy tam leżał i zamarzał przyśniło mu się, że wpadł do studni i ledwo widzi otwór na górze. We śnie kopał rękoma i próbował wyjść ze studni, ale ziemia się osypywała, zobaczył żerdź brzozową i próbował do niej podskoczyć, to mu się w końcu udało, we śnie wyszedł ze studni, zobaczył swój dom i kwitnące wiśnie. Otworzyły się stalowe drzwi i boh. obudził się, kazano mu wychodzić, ale miał odbite stopy i nie mógł iść. Dwóch żołnierzy wyciągnęło go za ręce z piwnicy. [+]
[01:02:34] W więzieniu w Raduniu siedział w śledztwie prawie dwa lata. Strażnicy dziwili się, że nie umarł w piwnicy, powiedział im, że Pan Bóg pomógł mu. Położono go w celi na deskę, na której stała „kopciłka”, buteleczka z palącym się knotem. Tam już nie było tak zimno i miał nadzieję, że przeżyje. Gdy boh. leżał w śniegu, szczury zjadły mu podeszwy butów i skórzane guziki kożucha. Śpiąc przewrócił kopciłkę i płonący płyn podpłynął pod kożuch, który zaczął się palić – gaszenie odzieży, kopanie przez śledczych – interwencja starszego oficera. Boh. przeniesiono do innej celi, gdzie była żarówka i ławka do spania. [+]
[01:07:50] Boh. został aresztowany razem ze szwagrem – prezentowanie stania „w stójkę” – bicie przez śledczych. Boh. nie mógł zdjąć butów, w których już nie miał podeszwy. Szczury ogryzły mu paznokcie u nóg i zjadały skarpety. W ciągu dnia zabierano go na śledztwo 3-4 razy, ostra badania odbywały się nocą. Śledczy ściągnęli mu buty. Mieli pejcz zrobiony z drutu telefonicznego i bili boh. w stopy, w żołądek. Kazano przyznawać się do winy. Boh. był oskarżony o „podrabianie” broni, „gówniarzy połapali, dali w dupę, poprzyznawali się, podawali im po 25 lat”. Gdyby się przyznał jemu oraz rodzinie groziłyby surowe wyroki. Gdy w śledztwie bito szwagra, to jego krew płynęła do celi boh. [+]
[01:13:04] Boh. odbito stopy i nie mógł chodzić ponad rok. Ojciec zawiózł go do Lidy do szpitala, ale nie było tam leków. Stopy zaatakowała gangrena i lekarz chciał mu amputować nogi do kolan. Boh. wolał umrzeć niż żyć bez nóg [wzruszenie]. Lekarz miał tylko tabletki sulfazolu, ale jedna kosztowała 100 rubli. Matka by tyle zapłaciła, ale te tabletki nie były na gangrenę. [+]
[01:14:16] Stan boh. po pobiciu. Po przyjeździe do Polski boh. musiał być operowany i pytano, kto mu zmiażdżył woreczek żółciowy. Boh. to przez lata nie bolało, atak nastąpił kilka lat po ślubie. Śledczy wiedzieli, że już nic z niego nie wyciągną – zgoda na śmierć [wzruszenie]. Pewnego dnia zabrano go z celi, a ponieważ nie mógł iść, więc zaciągnięto do jakiegoś pokoju. Siedział tam kacap w mundurze z medalami, pagonami i pisał coś. Po jakimś czasie dał mu dokument do przeczytania. Boh. miał zapuchnięte oczy i nie mógł tego zrobić. Miał pobitą, zakrwawioną głowę. Oficer mimo to kazał mu przeczytać to, co napisał. Po wejściu sowietów boh. szybko nauczył się rosyjskiego. Oficer wrócił i powiedział, że boh. jest wolny – reakcja, sprawa odbitych nóg. Dwóch żołnierzy wyciągnęło go na korytarz, siedział na ławce i zastanawiał się, jak dotrze z Radunia do domu odległego o kilkanaście kilometrów – spotkanie w areszcie z siostrą Antosią, która go nie poznała. Siostra przyszła, ponieważ za działalność w AK aresztowano jej męża. [+]
[01:23:00] Siostra zawiozła boh. wozem do domu. Leczenie nóg trwało półtora roku. Boh. nie zgodził się na amputację, wolał umrzeć. Nogi uratowała biedna staruszka Markiewiczowa, której wcześniej dawano miód [wzruszenie]. Zaleciła opryskiwanie stóp bimbrem i okłady z tłuszczu zajęczego i gęsiego – stosowana technika. Boh. leżał sześć miesięcy. Po jakimś czasie nie było już ropy, tyko widać było białą czystą kość. Smarowano ją pędzelkiem olejem lnianym, aż pojawiła się na kości „pajęczyna”, której nie wolno było zetrzeć – odbudowa skóry. Boh. do dziś ma czerwoną skórę na podeszwach stóp. Gdyby nie Markiewiczowa, boh. by nie przeżył. [+]
[01:28:13] Jak Rosjanie wygnali Niemców, to rodzinę wywieziono. Boh. pracował, ale nie wiedziano, że jest z kułackiej rodziny. Sowieci tworzyli kołchozy i ludzie musieli się tam zapisywać, bo nie mieli dowodów, bez których nie można było podjąć pracy w mieście.
[01:29:03] W areszcie w celi naprzeciwko siedział szwagier Marian Soroczyński. Gdy go bito, krew wpływała do celi boh. W czasie procesu skazano go na 25 lat łagru, pracował w kopalni na Kołymie i był tam 12 lat. Po śmierci Stalina został zwolniony, zrehabilitowany i wyjechał do Wilna, gdzie mieszkała jego żona. Tam pracował w rzeźni, po dwóch latach wyjechał z rodziną do Łodzi. Stan szwagra po powrocie z łagru.
[01:33:39] W partyzantce boh. brał udział w wysadzaniu pociągów. Miał wprawę w przymocowywaniu min, przestawiał karabiny na automaty. Był w Dworzyszczu podczas rozbrajania sztabu niemieckiego. Przedwojenna nauczycielka Korda pracowała w Lidzie w Arbeitsamcie. Oficerowie niemieccy „same szarże” robili u niej bankiety. Szwagier Marian Soroczyński nawiązał z nią kontakt, ponieważ chciano zaatakować bazę niemiecką w młynie w Dworzyszczu. Niemcy zwieźli tam broń, okopali się. W rozmowach z Kordową obie strony obiecały sobie, że się nawzajem nie wydadzą.
[01:39:18] Pewnego dnia Kordowa zadzwoniła do Mickiewicza i powiedziała, że można rozwalić sztab w Dworzyszczu. Plan akcji miał przywieźć ktoś z Wilna – informacja o ruchach Niemców. W Dziewieniszkach stał silny oddział partyzancki. Niemcy wiedzieli, że przegrywają wojnę, przyjechali do dowódcy polskiego oddziału i proponowali, by razem bić sowietów. Na tym terenie zaczęła działać partyzantka radziecka, która atakowała Niemców. Dowódca nie chciał współpracować z Niemcami.
[01:42:52] Polscy partyzanci mieli kawalerię, mundury i samochody niemieckie. Po informacji od Kordowej na akcję zebrali się partyzanci w niemieckich mundurach. W oddziale, który stacjonował w Rejsówce położonej 29 km od Wilna, było sporo Ślązaków. Rejsówka należała do Litwy i Niemcy tam nie przyjeżdżali. Partyzanci byli też w Solecznikach, Bieniakoniach. W lesie była prawdziwa polska armia. Boh. wiedział o tym, bo jeździł do wuja, który mieszkał w okolicy opanowanej przez polską partyzantkę.
[01:45:10] Umundurowani partyzanci pojechali dwoma ciężarówkami. Pozostali, którzy nie mieli mundurów, jechali czterema samochodami pod plandekami. Od Lidy do Dworzyszcza jest 12 kilometrów, tyle samo było z domu boh., który ze swojej obory przez lornetkę widział, co Niemcy robią w bazie, jak układają kable. Partyzanci z Bieniakoni przyjechali wcześniej i zatrzymali się w lesie – łączność z grupą jadącą ciężarówkami, byli tam: boh., Soroczyński, Żamojtel, dużo znajomych chłopaków z Mikiańców. Stan drogi z Lidy do Dworzyszcza – układ w terenie. Ciężarówki z partyzantami spotkały się z jadącymi autami niemieckimi. Uzbrojenie partyzantów – chłopi orali pola i mieli na wszelki wypadek broń w krzakach. Wśród umundurowanych partyzantów byli Ślązacy mówiący po niemiecku. Polacy stanęli w poprzek drogi i udawali, że coś robią przy kołach. Niemcy nadjechali i zatrzymali się, żołnierze wyszli z samochodów, Ślązacy zaczęli z nimi rozmawiać – przebieg akcji na drodze. Był wrzesień, a Niemcy zostali rozebrani do kalesonów i zatrzymani. Dowódca zdradził hasło do wjazdu na teren bazy i partyzanci tam wjechali. Boh. i szwagier weszli do transzei, po wybuchu granatu boh. został ranny i miał krew w bucie. Szwagier miał „parabelę”, którą dał mu boh.
[01:57:58] Boh. miał dużo broni i dawał ją chłopakom. Potem sowieci zabrali z gospodarstwa dużo broni, którą ukrywał pod kamieniami. W 1957 r. pojechał w odwiedziny do matki Soroczyńskiego, jego bratu zawiózł parabellum. Miał broń schowaną w swoim gospodarstwie, w przybudówce przy oborze.
[01:59:07] Boh. został ranny, ale tego nie czuł. Niemiec, potem okazało się, że dentysta w bazie, rzucił granat. Marian Soroczyński, który szedł z tyłu, miał cztery ruskie granaty i „mu wpierdzielił (…) przez okno. Wybuchło tylko, poniosło, rama wyleciała, poleciało wszystko. To jego zabił tam tylko, Marian zabił jego, granat rzucił tam, bo on z parabeli zaczął strzelać”.
[02:00:06] Partyzanci zabrali broń i amunicję, załadowali na samochody. Boh. wracał pieszo do domu. Samochód z bronią dojechał nocą do Wilna. By wjechać na teren bazy, zabrano niemieckiego pułkownika, który znał hasło. Pozostałych Niemców puszczono pieszo do Lidy tylko w kalesonach. Dowódca boh. miał aparat fotograficzny i zrobił zdjęcie rozbrojonym Niemcom. W czasie akcji zginął tylko jeden Niemiec, tan, któremu szwagier rzucił granat.
więcej...
mniej
Biblioteka Instytutu Pileckiego w Warszawie
ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa
Pon. - Pt. 9:00 - 15:00
(+48) 22 182 24 75
Biblioteka Instytutu Pileckiego w Berlinie
Pariser Platz 4a, 00-123 Berlin
Wt. - Pt. 10:30 - 17:30
(+49) 30 275 78 955
Ta strona wykorzystuje pliki 'cookies'. Więcej informacji
W Archiwum Instytutu Pileckiego gromadzimy i udostępniamy dokumenty w wersji cyfrowej. Zapisane są w nich losy obywateli polskich, którzy w XX wieku doświadczyli dwóch totalitaryzmów: niemieckiego i sowieckiego. Pozyskujemy kopie cyfrowe dokumentów, których oryginały znajdują się w zbiorach wielu instytucji polskich i zagranicznych, m.in.: Bundesarchiv, United Nations Archives, brytyjskich National Archives i polskich archiwów państwowych. Budujemy w ten sposób centrum wiedzy i ośrodek kompleksowych badań nad II wojną światową i podwójną okupacją w Polsce. Dla naukowców, dziennikarzy, ludzi kultury, rodzin ofiar i świadków zbrodni oraz wszystkich innych zainteresowanych historią.
Portal internetowy archiwum.instytutpileckiego.pl prezentuje pełny katalog naszych zbiorów. Pozwala się po nich poruszać z wykorzystaniem funkcji pełnotekstowego przeszukiwania dokumentów. Zawiera także opisy poszczególnych obiektów. Z treścią dokumentów zapoznać się można tylko w czytelniach Biblioteki Instytutu Pileckiego w Warszawie i w Berlinie, w których nasi pracownicy służą pomocą w przypadku pytań dotyczących zbiorów, pomagają użytkownikom w korzystaniu z naszych katalogów internetowych, umożliwiają wgląd do materiałów objętych ograniczeniami dostępności.
Niektóre dokumenty, np. te pochodzące z kolekcji Bundesarchiv czy Ośrodka Karta, są jednak objęte ograniczeniami dostępności, które wynikają z umów między Instytutem a tymi instytucjami. Po przybyciu do Biblioteki należy wówczas dopełnić formalności, podpisując stosowne oświadczenia, aby uzyskać dostęp do treści dokumentów na miejscu. Informacje dotyczące ograniczeń dostępu są zawarte w regulaminie Biblioteki. Przed wizytą zachęcamy do zapoznania się z zakresem i strukturą naszych zasobów archiwalnych, bibliotecznych i audiowizualnych, a także z regulaminem[hiperłącze] pobytu i korzystania ze zbiorów.
Wszystkich zainteresowanych skorzystaniem z naszych zbiorów zapraszamy do siedziby Instytutu Pileckiego przy ul. Stawki 2 w Warszawie. Biblioteka jest otwarta od poniedziałku do piątku w godzinach 9.00–15.00. Przed wizytą należy się umówić. Można to zrobić, wysyłając e-mail na adres czytelnia@instytutpileckiego.pl lub dzwoniąc pod numer (+48) 22 182 24 75.
Biblioteka Instytutu Pileckiego w Berlinie znajduje się przy Pariser Platz 4a. Jest otwarta od wtorku do piątku w godzinach 10.30–17.30. Wizytę można odbyć po wcześniejszym umówieniu się, wysyłając e-mail na adres bibliothek@pileckiinstitut.de lub dzwoniąc pod numer (+49) 30 275 78 955.
Prosimy zapoznać się z polityką prywatności. Korzystanie z serwisu internetowego oznacza akceptację jego warunków.